Choć banki udzielały kredytów w euro równolegle z tymi frankowymi, te pierwsze umowy nigdy nie były kwalifikowane jako poważne ryzyko dla sektora. To błąd, ponieważ ich wadliwość jest dokładnie taka sama, jak w przypadku kredytów opartych o kurs franka szwajcarskiego. I choć prawdą jest, że euro nie było tak popularną walutą waloryzacji jak frank, dziś to właśnie aktywne kredyty wyrażone we wspólnotowej walucie są warte więcej niż pozostające w obrocie hipoteki frankowe. Czy eurowicze pójdą drogą utartą przez frankowiczów i zaczną walczyć o swoje prawa w sądach? I czy, paradoksalnie, może ich do tego zachęcić treść ustawy frankowej?
Z tekstu dowiesz się:
- Ile są warte kredyty waloryzowane kursem euro, pozostające obecnie w portfelach banków
- Jaka kwota będzie potrzebna bankom celem pokrycia kosztów ryzyka prawnego wynikającego z hipotek w euro
- Na co może liczyć w sądzie posiadacz kredytu hipotecznego w euro (podajemy przykłady wyroków)
- Dlaczego eurowicze powinni się cieszyć, że Ministerstwo Sprawiedliwości pominęło ich w projekcie ustawy frankowej.
Frankowe portfele banków kurczą się. Są już warte mniej niż aktywne hipoteki w euro
Utrwalona, jednoznacznie prokonsumencka linia orzecznicza sądów w sprawach frankowych zachęca banki do jak najszybszego eliminowania ryzykownych umów z rynku. Proces ten udało się w ostatnim czasie zauważalnie przyśpieszyć dzięki realizowaniu dwóch skutecznych strategii jednocześnie. Po pierwsze, banki zaczęły proponować frankowiczom lepsze ugody, także na etapie procesowym. Po drugie, instytucje finansowe w wielu przypadkach odstępują od składania apelacji, dzięki czemu wyroki stwierdzające nieważność frankowych umów stają się prawomocne już po przejściu sprawy przez I instancję.
Jest jeszcze trzeci czynnik. Otóż wielu frankowiczów w sposób naturalny (zgodnie z harmonogramem lub poprzez systematyczne nadpłaty) zdążyło spłacić swoje kredyty. To, czy stały się one przedmiotem sporu sądowego, jest już osobną kwestią – póki co, banki starają się tonować nastroje i przekonują, że skłonność tej grupy kredytobiorców do składania pozwów jest relatywnie niewielka. Nie zmienia to jednak faktu, że w dużych bankach większość obecnie składanych pozwów pochodzi właśnie od klientów ze spłaconymi umowami.
Przykładowo w mBanku aż 78 proc. pozwów frankowych złożonych w III kwartale 2025 roku pochodziło od ex-kredytobiorców (477 vs. 136), a kwartał wcześniej było to 72 proc. Natomiast gdy weźmiemy pod uwagę wszystkie umowy frankowe mBanku, które są aktualnie przedmiotem sporu sądowego, zauważymy, że 1/4 z nich (1 822 umowy) została już w całości wykonana. To wzrost o 2 pp względem II kwartału br.
O tym, jak niewiele umów frankowych pozostało w portfelach banków, świadczą dane liczbowe opublikowane przez bankier.pl. Wynika z nich, że jeszcze w lipcu 2018 roku wartość bilansowa kredytów w CHF wynosiła 105 mld zł, podczas gdy hipoteki w euro warte były 24 mld zł. Dla porównania, wartość kredytów w innych walutach obcych wynosiła 4 mld zł, a kredytów mieszkaniowych w złotówce, 275 mld zł.
Wartość kredytów frankowych zaczęła systematycznie topnieć w 2021 roku: w lipcu ich wartość wynosiła 83 mld zł, a dwa lata później już tylko 32 mld zł. Sytuacja hipotek w euro prezentowała się dużo stabilniej: w 2021 roku wyceniane były na 22 mld zł, a w 2023 – na 18 mld zł. Najnowsze dane pochodzą z lipca 2025 roku – wówczas wartość hipotek w CHF wynosiła zaledwie 8 mld zł, podczas gdy kredytów w euro 13 mld zł. Doszło więc do zaskakującej zamiany miejsc: umowy powiązane z kursem europejskiej waluty są obecnie warte więcej niż te frankowe.
Co ciekawe, kredyty w euro wyprzedziły swoją wartością frankowy portfel sektora już w połowie ubiegłego roku (wówczas hipoteki w euro były warte 15 mld zł, a te w CHF „tylko” 14 mld zł). Biorąc pod uwagę tempo, z jakim banki likwidują swoje frankowe portfele, należy się spodziewać, że umowy te mogą zostać całkowicie wyeliminowane z obrotu do 2027 roku.
Banki będą potrzebować ponad 10 mld zł na pokrycie ryzyka kredytów w euro?
Banki bardzo długo bagatelizowały problem kredytów powiązanych z kursem innych walut obcych niż frank szwajcarski, o czym świadczą dane pochodzące z najnowszego raportu NBP o stabilności systemu finansowego. Z zaprezentowanych tam informacji wynika, że na koniec 2024 roku banki miały odłożone ponad 50 mld zł na poczet ryzyka związanego z aktywnymi kredytami w CHF. Do pełnego pokrycia kosztów ryzyka, również tego wynikającego z odsetek za opóźnienie, sektorowi brakowało na koniec minionego roku ok. 20 mld zł.
Dużo gorzej (pod względem stopnia pokrycia ryzyka) prezentuje się sytuacja w przypadku umów w euro. Ryzyko jest wyceniane przez NBP na kilkanaście mld zł, a z wykresu zaprezentowanego w raporcie wynika, że jego pokrycie jest minimalne, zaś luka w odpisach może wynosić ponad 10 mld zł. Z nie do końca jasnych przyczyn banki nie przykładają szczególnej uwagi do informowania w swoich raportach o toczących się postępowaniach, w których roszczenia wynikają z umów innych niż te frankowe. Trudno więc oceniać, ile spraw tego typu toczy się obecnie w sądach. Jeszcze trudniej przewidywać, ilu eurowiczów zdecyduje się ostatecznie na wybór ścieżki sądowej.
Tak naprawdę ta grupa kredytobiorców nie ma już powodów, by zwlekać z pozwem. Orzecznictwo jest jednoznaczne – sądy stoją na stanowisku, że umowy powiązane z kursem euro były tak samo wadliwe, jak te frankowe. Co ciekawe, stanowisko rządu w sprawie tych umów różni się od tego prezentowanego w krajowym sądownictwie. Możemy się o tym przekonać, czytając najnowszy wywiad udzielony przez pełnomocniczkę ministra sprawiedliwości ds. ochrony praw konsumenta, dr Wiewiórowską-Domagalską, portalowi xyz.pl. Pełnomocniczka, zapytana o kredyty w euro w kontekście rosnącej liczby postępowań sądowych, nie przesądza o abuzywności klauzul zawartych w takich umowach. W podobne tony uderzają banki, które przed pozwami o hipoteki w euro próbują się bronić w dość osobliwy sposób. Otóż argumentują, iż kurs euro nie wzrósł tak drastycznie jak kurs franka, w związku z czym eurowicze nie mają powodów, by kwestionować swoje umowy – wszak ryzyko w ich przypadku nie zmaterializowało się w stopniu porównywalnym z hipotekami frankowiczów.
Jest to, rzecz jasna, zasłona dymna – argument ten nie ma żadnego znaczenia w sprawie o nieważność. Sąd jest bowiem zainteresowany przede wszystkim brzmieniem klauzuli waloryzacyjnej – jeśli ryzyko walutowe było praktycznie nieograniczone, a bank zostawiał sobie furtkę do samodzielnego kształtowania kursu przeliczeniowego, mniej istotne będzie, w jakim stopniu ryzyko się zmaterializowało, a nawet to, czy bank faktycznie korzystał z przyznanych sobie uprawnień. Dodatkowo należy wskazać, że sądy w bardzo dużym stopniu koncentrują się na tym, jak sumiennie bank realizował swoje obowiązki informacyjne wobec klienta. Czy w sposób jasny i zrozumiały zaznajomił go z ryzykiem? W wielu przypadkach odpowiedź na to pytanie okazuje się negatywna.
Co się dzieje z hipotekami w euro, gdy te trafią do sądu?
Zgodnie z dominującym orzecznictwem, postanowienia abuzywne (a takimi bez wątpienia są klauzule przeliczeniowe w umowach indeksowanych i denominowanych kursem walut obcych) nie wiążą konsumenta, sąd zaś nie może, wbrew woli tego konsumenta, zmieniać umowy poprzez dzielenie nieuczciwego warunku bądź „naprawiać” jej poprzez wprowadzenie nowych zapisów. Po wykreśleniu klauzuli waloryzacyjnej umowa nie ma sensu, obojętnie, czy klauzula była „frankowa” czy „eurowa”.
W efekcie sądy stają na stanowisku, że umowy te należy eliminować z obrotu prawnego w całości, ze wszystkimi tego konsekwencjami. A wyrok stwierdzający nieważność umowy oznacza, że kredytobiorca oddaje bankowi wyłącznie kapitał kredytu, bez żadnych kosztów dodatkowych. Sam zaś może domagać się zasądzenia na jego rzecz od banku odsetek ustawowych za opóźnienie, liczonych od dnia wskazanego w doręczonemu bankowi wezwaniu do zapłaty.
Eurowicze nie zostaną objęci ustawą frankową… ale to dobra wiadomość. Wyjaśniamy, dlaczego
W ostatnich miesiącach przedstawiciele krajowej adwokatury i judykatury wielokrotnie podkreślali podobieństwa spraw frankowych i eurowych. Znakomitą okazję stworzyło do tego Ministerstwo Sprawiedliwości, od blisko roku promujące projekt ustawy frankowej. Od końca stycznia wiemy, że „usprawnienia” postępowań, nad którymi pracowano w Ministerstwie, nie obejmą spraw o kredyty w euro. Nowe przepisy, o ile wejdą w życie, będą dotyczyć wyłącznie frankowiczów. Argumentacja rządzących jest dość toporna. Mianowicie, decyzja o legislacyjnym uregulowaniu spraw frankowych ma być związana z dużą liczbą tych sporów w sądach. Procesy o hipoteki w innych walutach obcych nie są tak liczne, a więc nie wymagają systemowego przyśpieszenia.
Co zaskakujące, jest to dla eurowiczów bardzo dobra wiadomość. Oznacza to bowiem, że ich procesy będą się toczyć na „starych” zasadach i nie obejmą ich takie „usprawnienia” jak:
- wydłużony termin na zgłoszenie przez bank oświadczenia o potrąceniu
- ograniczenie dostępu konsumenta do dwuinstancyjnej kontroli roszczeń banku (która stanie się iluzoryczna w przypadku spraw frankowych, w których bank będzie mógł podnieść zarzut potrącenia do końca postępowania apelacyjnego)
- potencjalne dłuższe oczekiwanie na zabezpieczenie roszczenia (teoretycznie ustawa wprowadza automatyczne zabezpieczenie, jednak dopiero z chwilą doręczenia bankowi powództwa klienta, a na takie doręczenie czeka się nierzadko po kilkanaście miesięcy).
Podczas gdy frankowicze z niepokojem obserwują poczynania Ministerstwa Sprawiedliwości, bojąc się między innymi powrotu sądów do rozliczeń zgodnie z teorią salda, eurowicze nie muszą się przejmować zawirowaniami legislacyjnymi. Ich sytuacja pozostanie stabilna, a skoro tak, warto to wykorzystać. Ci, którzy wciąż nie pozwali banku, mają obecnie doskonałą okazję do upomnienia się o swoje prawa. Sprzyja temu nie tylko jednolite orzecznictwo, ale również rosnące opanowanie wpływu spraw frankowych, zwłaszcza w sądach I instancji.
Jak dużo jest spraw o kredyty w euro? Dane z Warszawy
Wg narracji sektora bankowego, sprawy o kredyty w euro to raczej rzadkość, ale liczby zdecydowanie temu przeczą. Za przykład niech posłużą nam sprawozdania Sądu Okręgowego w Warszawie, który regularnie informuje, jak wygląda wpływ, załatwialność i zaległość spraw o symbolu 049 c, pod którym kryją się spory o kredyty waloryzowane, denominowane i indeksowane do waluty obcej innej niż CHF. W całym 2024 roku do warszawskiego sądu wpłynęło 650 takich spraw, a załatwiono ich 176 (wskaźnik opanowania wpływu wyniósł więc 27 proc.). Na koniec 2024 roku zaległość w tych sprawach wynosiła 910.
Po I półroczu 2025 roku sytuacja uległa pewnym zmianom. Półroczny wpływ wyniósł 416, a załatwialność 106. Wskaźnik opanowania wpływu zmalał do 25,5 proc. Zwiększyła się też zaległość, która po I półroczu br. wynosi 1 220. Wygląda to trochę tak, jakby warszawski sąd skierował większość swoich „mocy przerobowych” na franki, co negatywnie wpływa na pozostałe sprawy sporne dotyczące hipotek pseudowalutowych. Zastanawia nas, czy jest to zupełnie przypadkowa konsekwencja, czy może jednak zamierzony skutek wytycznych pochodzących z Ministerstwa. Wszak od pewnego czasu wyraźnie widać, że resortowi bardzo zależy na poprawie frankowych statystyk, dzięki której można choć częściowo przysłonić brak sukcesów w reformowaniu sądownictwa.
Czy to oznacza, że sprawy o kredyt w euro zawsze trwają długo? Otóż nie. W znacznie lepszej sytuacji niż warszawscy eurowicze są kredytobiorcy z mniejszych miast, gdzie sądy nie są obciążone ponad miarę sprawami o kredyty frankowe. Przykładem sądu będącego w stanie opanować wpływ spraw o symbolu 049 c jest Sąd Okręgowy w Suwałkach. W I półroczu 2025 roku jednostka ta otrzymała do poprowadzenia 15 spraw z tej kategorii i rozpatrzyła taką samą liczbę tych postępowań. Po I półroczu 2025 roku w suwalskim sądzie na rozpatrzenie czekało zaledwie… 5 spraw o symbolu 049 c.
Poniższe przykłady pokazują, że eurowicz, przy odrobinie szczęścia i z dobrą reprezentacją prawną, jest w stanie wygrać proces z bankiem w kilka, kilkanaście miesięcy:
- I C 54/25 – wyrok z 19 maja 2025 roku, wydany przez Sąd Okręgowy w Suwałkach. Sprawa o zapłatę została w tym przypadku zainicjowana przeciwko PKO Bankowi Polskiemu. Postępowanie trwało cztery miesiące, a wyrok w sprawie jest prawomocny, ponieważ pozwany podmiot nie zdecydował się na apelację. Eurowicze, których w sądzie reprezentował adwokat Paweł Borowski, uzyskali wyrok zasądzający na ich rzecz 152.978,01 zł z odsetkami ustawowymi za opóźnienie, liczonymi od października 2024 roku do dnia zapłaty, a także 470,49 euro z odsetkami liczonymi od stycznia 2025 roku. W sprawie odbyła się jedna rozprawa. Zysk dla kredytobiorców to 55 tys. zł
- I C 1481/23 – wyrok z dnia 24 października 2024 roku, wydany przez Sąd Okręgowy w Kaliszu. Tu również eurowiczów reprezentował adwokat Paweł Borowski, który wywalczył dla swoich klientów nieważność umowy kredytowej oraz zwrot świadczenia nienależnego w kwotach 43.718,97 zł i 18.466,70 euro wraz z ustawowymi odsetkami za opóźnienie, liczonymi od dnia 3 października 2023 roku do dnia zapłaty. Pozwanym w sprawie ponownie był PKO Bank Polski, który nie złożył apelacji od wyroku. Tym samym po trwającym 13 miesięcy postępowaniu orzeczenie stało się prawomocne. Kredytobiorcy zyskali na tym wyroku aż 305 tys. zł
- II C 971/23 – wyrok z dnia 31 lipca 2024 roku, wydany przez Sąd Okręgowy w Katowicach. Tym razem pozwanym był Raiffeisen Bank International, w związku z umową zawartą w 2010 roku, pochodzącą z portfela dawnego EFG Eurobank Ergasias. W niniejszej sprawie sąd zasądził od pozwanego na rzecz powoda kwoty 32 438,20 zł i 29 801,10 euro z odsetkami od 15 sierpnia 2023 roku do dnia zapłaty, a także kwoty 27 860,77 zł i 12 316,52 zł, również z odsetkami, na rzecz powódki. Postępowanie trwało 12 miesięcy. Pozwany bank został obciążony kosztami postępowania sądowego. Eurowicze byli w niniejszej sprawie reprezentowani przez Kancelarię Sosnowski Adwokaci i Radcowie Prawni.
PODSUMOWANIE:
Bieżący rok jest wyjątkowo dobrym czasem na pozwanie banku za kredyt indeksowany lub denominowany kursem euro, a ugruntowane orzecznictwo to tylko jeden z powodów. Spory na tle kredytów w tej walucie nie są przedmiotem szczególnego zainteresowania rządzących, to zaś powoduje, że eurowicze nie muszą obawiać się zmian w procedurach, które mogłyby przełożyć się w przyszłości na sposób rozliczania nieważnych kredytów. Tego rodzaju pewności nie mają niestety frankowicze, walczący o zablokowanie ustawy frankowej, która może nieść za sobą szereg negatywnych, antykonsumenckich konsekwencji.
Ze statystyk Sądu Okręgowego w Warszawie wynika, że zaległość spraw o kredyty walutowe niepowiązane z kursem franka szwajcarskiego systematycznie rośnie, a wskaźnik opanowania wpływu pozostawia wiele do życzenia. Z kolei z danych prezentowanych przez doświadczone kancelarie możemy się dowiedzieć, że rozsądzenie sprawy o nieważność kredytu w euro nie musi trwać latami, zwłaszcza w mniejszych jednostkach, takich jak suwalska czy kaliska. Przy odrobinie szczęścia eurowicz będzie się sądził z bankiem tylko w I instancji – podobnie jak w sprawach frankowych, banki nierzadko rezygnują ze składania apelacji, co daje kolejnym grupom konsumentów przepustkę do uzyskania ekspresowego, prawomocnego wyroku.



