Choć mogłoby się wydawać, że na rynku pozostało już niewiele frankowych umów, które mogą stać się w przyszłości przedmiotem pozwu sądowego, rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. W sprawie ok. 300 tys. umów frankowicze nie podjęli jeszcze ani decyzji o pozwie, ani o zawarciu ugody. Większość z tych umów to kontrakty w całości spłacone, często przed czasem – ich posiadacze wciąż mogą sformułować roszczenia przeciwko swoim bankom, do czego są gorąco zachęcani przez walczące o klienta kancelarie frankowe, z których część kusi możliwością rozpoczęcia współpracy w oparciu o bardzo niską opłatę wstępną. Czy inicjowanie sprawy przeciwko bankowi „za złotówkę” aby na pewno jest bezpieczną opcją? I dlaczego niektóre firmy proponują ex-frankowiczom odkupienie wierzytelności wynikających z abuzywnych kredytów?
Z tekstu dowiesz się:
- Czym różnią się oferty renomowanych kancelarii prawnych od ofert kancelarii odszkodowawczych, spółek kapitałowych i skupów wierzytelności, funkcjonujących na rynku „pomocy frankowiczom”
- Dlaczego pozywanie banku z kancelarią odszkodowawczą, z niskim kosztem początkowym, jest zwykle znacznie mniej opłacalne od powierzenia sprawy wybranemu przez siebie adwokatowi bądź radcy prawnemu
- Jakie zagrożenia wiążą się ze sprzedażą wierzytelności wynikającej ze spłaconego kredytu frankowego i jakie zapisy obecne w umowach ze skupami mogą wyrządzić konsumentowi największą finansową szkodę.
W sieci trwa „polowanie” na frankowiczów. Spółki walczą o to, która „najtaniej” poprowadzi sprawę przeciwko bankowi
„Amerykanizacja” rynku usług prawnych w Polsce powoli staje się faktem: choć adwokaci i radcowie prawni nie mają wolnej ręki w zakresie reklamowania swoich usług, to funkcjonujące niejako obok nich kancelarie odszkodowawcze promują się w mediach na niespotykaną dotąd skalę. Robią to nierzadko z udziałem celebrytów, między innymi znanych aktorów, z uśmiechem na ustach zachęcających do skorzystania z usług spółki X czy Y. Przeciętny Kowalski, nie rozumiejąc, że spółka, którą poleca sympatyczna aktorka, nie jest w ogóle kancelarią prawną, może uznać promowaną w ten sposób ofertę za godną zaufania – chociażby ze względu na to, że podpisuje się pod nią osoba publiczna. Czy ten tok rozumowania ma sens?
Cofnijmy się o kilkanaście lat, do czasu głośnej afery z udziałem polskich celebrytów, którzy współpracowali z firmą sprzedającą, głównie emerytom, garnki i drobne AGD na organizowanych w tym celu pokazach. Schemat działania był prosty: uczestnicy pokazu byli na niego zapraszani telefonicznie, rzadziej za pomocą listu, a zachętą do udziału w prezentacji był poprzedzający ją występ znanego aktora lub komika. Po występie celebryty na scenę wchodził charyzmatyczny prowadzący, zachwalający atuty produktów sprzedawanych przez organizatora całej imprezy.
Dzięki zastosowaniu różnych sztuczek socjotechnicznych pracownicy firmy byli w stanie skłonić część zaproszonych do zakupu kompletu garnków w „atrakcyjnym” systemie ratalnym. W efekcie osoby starsze kupowały akcesoria kuchenne warte maksymalnie kilkaset złotych w cenie kilkunastokrotnie wyższej. Po powrocie do domu i przeanalizowaniu sprawy na chłodno, część „szczęśliwych” posiadaczy tych garnków chciała zrezygnować z transakcji, jednak mimo obowiązującego prawa, dającego konsumentowi taką możliwość w przypadku zakupów dokonanych poza lokalem przedsiębiorstwa, firma utrudniała zerwanie umowy, jak tylko się dało.
Sprawą szybko zainteresowały się media, w efekcie czego część moralnej odpowiedzialności za cały proceder przypisano właśnie celebrytom reklamującym te szemrane, skrajnie nieetyczne oferty.
Czy tak samo będzie z reklamami spółek odszkodowawczych, oferujących frankowiczom pomoc w zamian za nierynkową opłatę wstępną? Niestety, na razie nic na to nie wskazuje, a powód jest bardzo prosty. Spółki, które zatrudniają celebrytów do promocji swoich usług, nie łamią tym prawa. Korzystają z niszy, która powstała w związku z brakiem regulacji rynku usług prawnych. Funkcjonują na nim obok siebie dwa typy podmiotów. Pierwszy z nich to ten stawiający na profesjonalną opiekę prawną i niekorzystający z pośredników. Mowa oczywiście o kancelariach adwokackich i radcowskich, których działalność w Polsce jest ściśle uregulowana, także w zakresie reklamy. Drugi typ podmiotów to spółki kapitałowe, sp. z o.o. i S.A., które w swoich szyldach mogą stosować nazwę „kancelaria prawna”, choć formalnie nie muszą zatrudniać prawników. Firmy te nie podlegają kontroli samorządów zawodowych i nie są związane kodeksem etyki.
Pozew za 1 zł i 25 proc. wynagrodzenia prowizyjnego – oto model biznesowy kancelarii odszkodowawczych
Podczas gdy adwokat musi mieć wykupione ubezpieczenie OC, przestrzegać tajemnicy zawodowej i dbać o niewystąpienie konfliktu interesów, spółka kapitałowa jest zwolniona z tych obowiązków. Co więcej, może się reklamować w dowolny przewidziany w polskim prawie sposób, dzięki czemu jej oferta jest znacznie lepiej widoczna dla potencjalnego klienta niż oferta renomowanego prawnika, pracującego na swój sukces wiele lat.
Różnice pomiędzy tymi podmiotami są widoczne również w sposobie rozliczeń z klientami. Prawnik nie ma pełnej dowolności w zakresie opłaty wstępnej, którą pobierze od klienta na starcie współpracy. Ponieważ nie może uzależniać całego swojego honorarium od wyniku sprawy, musi pobrać adekwatną opłatę już na samym wstępie. W sprawach frankowych, ze względu na wartość przedmiotu sporu oraz stopień skomplikowania sprawy, taka opłata zaczyna się od ok. 10 tys. zł. W tym miejscu należy podkreślić, że frankowicz odzyska znaczną część środków zainwestowanych w proces, jeśli wygra sprawę (a na to ma od 97 do 99 proc. szans). Koszt zastępstwa procesowego w sprawie, w której wartość przedmiotu sporu przekracza 200 tys. zł, wynosi 10 800 zł dla sądu I instancji.
Opłata wstępna w pseudokancelarii, czyli w spółce z o.o. lub S.A., prezentuje się zupełnie inaczej. Firmy te nie są w stanie rywalizować z najlepszymi prawnikami frankowymi doświadczeniem. Konstruują więc swoją ofertę w ten sposób, by wydawała się klientom dużo korzystniejsza cenowo. W związku z tym spółki odszkodowawcze przyjmują sprawy za symboliczną opłatę, która w skrajnych przypadkach wynosi 1 zł.
Klient nie musi posiadać jakichkolwiek środków na inicjację postępowania sądowego – spółka opłaci złożenie pozwu i prawnika, zaś o swoje wynagrodzenie upomni się dopiero po wygranej. I tutaj zaczynają się dla klienta schody, albowiem premia za sukces w takiej firmie jest bardzo wysoka i ściśle zależna od wartości korzyści uzyskanych przez frankowicza w wyniku wygranej. Przeciętnie takie honorarium prowizyjne wynosi 25 proc. i bardzo rzadko liczone jest w sposób uczciwy, od faktycznego zysku z wygranej.
Firmy tego typu znane są z pobierania wynagrodzenia również od wyzerowania salda, a nawet z przejmowania odsetek ustawowych za opóźnienie naliczonych przez sąd na rzecz powoda. Prowadzi to do kuriozalnych sytuacji, w których łączne wynagrodzenie kancelarii odszkodowawczej jest nawet kilkukrotnie wyższe od wynagrodzenia, które pobrałby od klienta jeden z najlepszych frankowych prawników w kraju.
Pseudokancelaria chce pośredniczyć w rozliczeniach frankowicza z bankiem. A co w przypadku restrukturyzacji?
Kontrowersji związanych z działalnością pseudokancelarii jest znacznie więcej. Podpisując z takim podmiotem umowę, kredytobiorca powinien zwrócić uwagę, czy nie ma w niej przypadkiem zapisu powierzającego kancelarii pośrednictwo w rozliczeniach z bankiem. Powszechny jest scenariusz, w którym to spółka odszkodowawcza, w przypadku wygranej swojego klienta, podaje przegranemu bankowi swój własny numer rachunku, celem dokonania rozliczeń nieważnej umowy. Bank przekazuje więc zwrot świadczenia nienależnego wraz z odsetkami ustawowymi na rachunek kancelarii, a ta pobiera z tych środków swoje wynagrodzenie, resztę kwoty przesyłając klientowi na jego osobisty rachunek.
I teraz zadajmy sobie pytanie, co stanie się, jeśli w międzyczasie taka spółka popadnie w problemy finansowe i wejdzie w procedurę restrukturyzacji? Odpowiedź jest prosta: wówczas dłużnik nie będzie mógł skutecznie ubiegać się o zwrot zasądzonych na jego rzecz środków, ponieważ przeciwko spółce w restrukturyzacji nie można wszcząć postępowania egzekucyjnego. Restrukturyzacja spółki nie będzie oczywiście dla banku przeszkodą do wystąpienia wobec klienta o zwrot kapitału. Kredytobiorca może więc znaleźć się w sytuacji, w której będzie musiał rozliczyć się z kapitału kredytu, mimo że nie otrzymał od reprezentującej go spółki zwrotu świadczenia nienależnego. Banku nie będzie to interesowało, bo swój obowiązek spełnił – a co stało się z pieniędzmi, które zgodnie z dyspozycją klienta przesłał na rachunek restrukturyzowanej spółki, to już nie jego sprawa.
Inicjujesz sprawę przeciwko bankowi za 1 zł? Nie licz, ze spółka przydzieli Ci dobrego prawnika
Wad związanych ze współpracą z pseudokancelarią jest znacznie więcej. Kredytobiorca ma w takim przypadku mniejszą kontrolę nad sprawą – nie może bowiem sam wybrać sobie pełnomocnika prawnego. Robi to za niego kancelaria. A skoro sprawa prowadzona jest za złotówkę, trudno, aby taki podmiot inwestował w topowego prawnika, który nie robi promocji na swoje usługi. Sprawę poprowadzi więc mniej doświadczony prawnik, niewykluczone że aplikant adwokacki lub student prawa. Z jakim skutkiem – to się okaże.
Oczywiście prawdopodobieństwo samej wygranej jest relatywnie wysokie (gdyby nie było, spółka nie pobierałaby symbolicznej opłaty za pozew i nie byłaby gotowa inwestować w sprawę). Pytanie, czy w sprawie uda się wywalczyć maksimum korzyści odsetkowych. I czy pełnomocnik zbada w sposób należyty, czy roszczenie banku o zwrot kapitału nie jest przypadkiem przedawnione. A jeśli tak, to czy będzie potrafił przeforsować swoją argumentację w sądzie. Nie zapominajmy, że bank, który walczy przed sądem o utrzymanie umowy w mocy, nie korzysta z usług kancelarii odszkodowawczych. Reprezentują go najlepsi prawnicy w kraju, którzy – gdy tylko zauważą, że stronie przeciwnej brakuje argumentów lub merytorycznej wiedzy – bezlitośnie tę słabość wykorzystają.
Choć współpraca z kancelarią odszkodowawczą opiera się o niską opłatę wstępną, nie można wykluczyć sytuacji, w której podmiot pobierze od klienta dodatkowe opłaty już po złożeniu pozwu. Niektóre firmy zauważyły już, że niska opłata słabo sprawdza się w procesach, które nierzadko trwają latami, dlatego w umowie z nimi mogą znaleźć się zapisy pozwalające na pobranie opłat od dodatkowych czynności podjętych w sprawie. Osobną kwestią jest sytuacja, w której kredytobiorca, znużony przewlekłością postępowania, chce zawrzeć z bankiem ugodę.
Ostateczna decyzja o zawarciu ugody powinna zawsze należeć do klienta, a prawnik jest jedynie od tego, by wskazać mu słabe i mocne strony tego rozwiązania oraz od zadbania o bezpieczeństwo samej ugody. Niektóre kancelarie odszkodowawcze wprowadzają do swoich umów z klientami zapisy przewidujące dotkliwe kary finansowe za wybór polubownego rozwiązania. Klauzule tego rodzaju należy uznać za mające charakter abuzywny – firmy liczą, że konsument nie zorientuje się w przysługujących mu prawach i za radą reprezentującego go prawnika odrzuci ofertę ugody, nawet jeśli ta byłaby naprawdę sensowna.
Znacznie bezpieczniejszą opcją jest zatem powierzenie sprawy frankowej profesjonalnemu pełnomocnikowi prawnemu, tj. adwokatowi lub radcy prawnemu, który ma wieloletnie, udokumentowane doświadczenie w prowadzeniu podobnych spraw, w tym przeciwko bankowi, który ma być przeciwnikiem procesowym w tym konkretnym sporze. Owszem, koszt początkowy takiej współpracy będzie wyższy, ale już sama premia za sukces wyniesie zaledwie kilka procent od uzyskanych przez kredytobiorcę korzyści.
Jak dokonać bezpiecznego wyboru kancelarii prawnej do poprowadzenia sprawy o kredyt frankowy?
Dobry prawnik nie będzie zainteresowany pośredniczeniem w rozliczeniach klienta z bankiem, nie położy też ręki na należnej kredytobiorcy korzyści z tytułu odsetek. Wszystkie informacje dotyczące składników honorarium będą w sposób jasny i zrozumiały wymienione w umowie. Wybierając dobrego prawnika, kredytobiorca zwiększa swoje szanse na wygraną i rozliczenie zgodne z duchem unijnych orzeczeń, i jednocześnie zmniejsza łączny koszt opieki prawnej w swojej sprawie.
A jak wybrać właściwego prawnika do poprowadzenia swojej sprawy? Główne kryteria, które należy brać pod uwagę, dokonując tego wyboru, to:
- specjalizacja – kancelaria powinna zajmować się głównie (a najlepiej wyłącznie) sprawami przeciwko instytucjom finansowym, w tym bankom, koncentrując się na reprezentowaniu konsumentów w sporach o kredyty pseudowalutowe
- doświadczenie – podmiot powinien informować publicznie o swoich sukcesach w sporach z bankami, udostępniając przy tym skany wyroków, sygnatury prowadzonych spraw i czas trwania postępowań (dobra kancelaria to taka, która ma na koncie co najmniej kilkaset wygranych w sprawach przeciwko bankom, a jej skuteczność wynosi blisko 100 proc.)
- bezpieczna forma prawna – kancelarie adwokackie są prowadzone w formie indywidualnych działalności gospodarczych lub jako zespoły adwokackie, często też jako spółki komandytowe, jawne, cywilne, partnerskie, komandytowo-akcyjne, nigdy jako spółki z ograniczoną odpowiedzialnością czy spółki akcyjne, które zaliczamy do spółek kapitałowych.
Dobre kancelarie adwokackie udostępniają potencjalnym klientom możliwość bezpłatnej analizy umowy kredytowej. Można przekazać umowę do analizy kilku takim kancelariom, a następnie dokonać wyboru spośród tych, które przedstawią nam swoją ofertę.
Czy warto sprzedać wierzytelność wynikającą z umowy kredytu frankowego?
Zdecydowana większość frankowych umów nieobjętych pozwem to kontrakty w całości spłacone, co motywuje pseudokancelarie do modyfikowania modelu biznesowego. Obecnie część spółek koncentruje się już nie na reprezentowaniu frankowiczów w sądach, a na skupowaniu od nich wierzytelności, wynikających z wykonanych umów. To sprytny sposób na zarobek na tych umowach, które w normalnych okolicznościach nie trafiłyby do sądów.
Nie jest bowiem żadną tajemnicą, że niektórzy frankowicze nie pozwą banku, niezależnie od tego, jak będzie wyglądać krajowa linia orzecznicza. Spłacone umowy frankowe nie generują już kosztów, a więc nie motywują do działania, zaś niechęć kredytobiorcy do sądzenia się może mu przesłonić potencjalne korzyści z podważenia kontraktu. To do takich osób swoją ofertę kierują skupy wierzytelności, oferujące odpłatną cesję prawa do pozwania banku za kredyt frankowy.
Nie chcesz pozywać banku o zapłatę? Skup zaoferuje przejęcie od Ciebie wierzytelności w zamian za gotówkę. Za cesję wierzytelności kredytobiorca otrzymuje przeciętnie od 10 do 20 proc. jej wartości. Jeśli więc może ubiegać się o zwrot nadpłaty kredytu w wysokości 200 tys. zł, skup wypłaci mu od 20 do 40 tys. zł, a następnie sam pozwie bank o zapłatę.
Jest to kontrowersyjna praktyka, krytykowana nie tylko przed kancelarie prawne, ale również przez banki, które bardzo chciałyby zablokować możliwość handlowania wierzytelnościami, nie tylko tymi wynikającymi z kredytów frankowych, ale również z pożyczek gotówkowych, w przypadku których walka toczy się o sankcję kredytu darmowego. Przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej toczy się nawet spór (sygnatura C-80/24, pozwanym jest PKO Bank Polski), w którym sąd odsyłający pyta o możliwość zbycia przez konsumenta uprawnień na rzecz podmiotu trzeciego. Warto podkreślić, że już teraz krajowe sądy mają poważne wątpliwości co do możliwości dochodzenia roszczeń konsumenckich przez przedsiębiorcę, który nabył wierzytelność na drodze odpłatnej cesji, co nierzadko skutkuje oddalaniem takich powództw.
Jak sprzedać wierzytelność i… stracić na tym setki tysięcy złotych?
Naszym zdaniem cesja wierzytelności jest rozwiązaniem generującym olbrzymie ryzyko prawne i finansowe po stronie konsumenta, a to dlatego że skupy tych wierzytelności w umowach cesji starają się zabezpieczyć przede wszystkim swój własny interes, podczas gdy ochrona konsumenta jest kwestią drugorzędną. Należy mieć na uwadze, że kredytobiorca może w świetle prawa krajowego sprzedać swoją wierzytelność, ale nie może przenieść na podmiot trzeci swoich zobowiązań wobec banku (chyba że bank sam wyrazi na to zgodę, co jest oczywiście mało prawdopodobne). Jeśli więc skup wierzytelności wystąpi z pozwem o zwrot całego świadczenia, tj. sumy spłaconych rat kredytowych, a następnie wygra proces i wyegzekwuje należność, to kredytobiorca musi liczyć się z tym, że bank odpowie roszczeniem zwrotu kapitału. Roszczeniem, którego adresatem będzie klient, a nie spółka, która skupiła wierzytelność.
Wyobraźmy więc sobie taką sytuację: kredytobiorca pożyczył od banku 250 tys. zł, spłacił łącznie 500 tys. zł. Następnie sprzedał swoją wierzytelność za 50 tys. zł, co pozwoliło skupowi odzyskać od banku 500 tys. zł. Ponieważ umowa traktowana jest jako nieważna, bank ubiega się o zwrot kapitału, który został już przez klienta spłacony (i ma do tego pełne prawo). W wyniku cesji klient, zamiast zyskać 50 tys. zł, traci 200 tys. zł.
Cesja frankowej wierzytelności jest więc niezwykle zyskowną opcją, ale dla podmiotu, który taką wierzytelność nabywa, a nie dla osoby, która ją sprzedaje. Warto mieć to na uwadze, klikając w ofertę takiego podmiotu.
PODSUMOWANIE:
Frankowicz, który pozwie bank o nieważność umowy i/lub zapłatę, może odzyskać na drodze wyroku gigantyczne kwoty, ale tylko wtedy, gdy zrobi to samodzielnie (bez cesji swoich wierzytelności na podmiot trzeci) i we współpracy z dobrym prawnikiem. Oferty pochodzące od spółek kapitałowych często robią świetne pierwsze wrażenie i wydają się pozbawione ryzyka związanego z przegraną. Tak naprawdę prawdopodobieństwo przegrania procesu, zwłaszcza jeśli sprawa jest poprowadzona z należytą starannością, wynosi od 1 do 3 proc., a więc jest minimalne.
Dlatego nie warto przepłacać i wikłać się w relację z kancelarią odszkodowawczą, nawet jeśli bieżąca sytuacja finansowa kredytobiorcy jest daleka od stabilnej. Opłatę wstępną, niezbędną do zainicjowania współpracy z dobrą kancelarią adwokacką, można rozłożyć na raty, przez co nie będzie tak odczuwalna dla domowego budżetu. Późniejsze korzyści z wygranej, niepomniejszonej o horrendalnie wysokie honorarium pośrednika, zrekompensują z naddatkiem poniesione koszty wstępne.