PLN - Polski złoty
CHF
4,55
wtorek, 9 września, 2025

Gdzie są Frankowicze którzy jeszcze nie pozwali banków za kredyty we fankach? Na co czekają i czego się boją?

Z aktualnych statystyk frankowych niezbicie wynika, że liczba nowo składanych powództw przeciwko bankom maleje, podczas gdy liczba zawieranych ugód rośnie. Ale nie wszyscy kredytobiorcy wybierają pomiędzy ugodą bądź procesem: blisko połowa byłych lub obecnych posiadaczy hipotek we franku nie zrobiła nic, by odzyskać od banku świadczenie nienależne lub skonwertować swój kredyt na złotówki. Dlaczego, mimo jednoznacznie prokonsumenckiego orzecznictwa, tak wielu uprawnionych rezygnuje z korzyści, jakie daje sądowe unieważnienie umowy? Chodzi o strach przed procesowaniem się, niechęć do upominania się o swoje, a może jeszcze o coś innego? Przedstawiamy naszą analizę przyczyn, dla których grupa licząca ok. 300 tys. kredytobiorców postanowiła zrezygnować z dochodzenia swoich praw przed sądem.

Z tekstu dowiesz się:

  • Ile spraw frankowych wpływa obecnie do sądów i jak to się ma do liczby ugód zawieranych przez banki z kredytobiorcami
  • Jak liczna jest grupa kredytobiorców frankowych uprawnionych do pozwu, a zwlekających z jego złożeniem
  • Co może kierować frankowiczami, którzy nie pozywają banku o nieważność i/lub zapłatę
  • W jaki sposób banki zniechęcają swoich klientów do pozwu i na ile racjonalne są ich argumenty.

Frankowicze coraz rzadziej pozywają banki o nieważność kredytu. Sektor wieszczy koniec frankowej sagi

Bankowcy mogą mówić o dużym szczęściu: choć kierowane przez nich instytucje musiały odłożyć na ryzyka prawne kredytów frankowych miliardy złotych, udało im się przejść przez proces uzupełniania rezerw bez większego szwanku. Największy boom na frankowe pozwy przypadł na okres rekordowo wysokich stóp procentowych, dzięki czemu było naprawdę niewiele kwartałów, w których giełdowe banki raportowały stratę. Ale czas wysokich stóp procentowych (a co za tym idzie, gigantycznych zysków sektora) powoli dobiega końca.

Przed kilkoma dniami Narodowy Bank Polski obwieścił kolejną obniżkę, po której główna stopa referencyjna wynosi 4,75 proc. Jest to dla sektora słodko-gorzka wiadomość. Z jednej strony odsetki od kredytów złotowych będą teraz niższe, z drugiej jednak zmniejszy się też skłonność „wiborowców” do kwestionowania umów. Dodatkowo, banki będą płacić nieco niższe odsetki ustawowe za zwłokę w przegrywanych przez siebie procesach z frankowiczami. A liczba tych procesów po raz pierwszy od bardzo dawna maleje.

Chodzi zarówno o statystyki dotyczące łącznej liczby toczących się spraw frankowych, jak i nowo napływających powództw przeciwko bankom. W minionym półroczu do sądów wpłynęło 25 tys. frankowych spraw, czyli aż o 36 proc. mniej niż w I połowie 2024 roku. Przedstawiciele sektora intensyfikują swoje działania wokół frankowych ugód, nie da się ukryć, że z pewnymi sukcesami: jak podaje Rzeczpospolita, 6 największych banków giełdowych miało na koniec czerwca br. zawartych ok. 140 tys. ugód – od końca minionego roku przybyło im więc 17 tys. podpisanych porozumień.

Blisko 300 tys. frankowych umów może stać się w przyszłości przedmiotem pozwu

Redakcja Rzeczpospolitej przeanalizowała, jak liczna może być grupa kredytobiorców uprawnionych do pozwu, którzy jeszcze nie zakwestionowali swoich umów. Dla samych tylko sześciu giełdowych banków będących przedmiotem analizy liczba umów objętych niezrealizowanym ryzykiem prawnym wynosi 240 tys. W całym sektorze może być ich 300 tys. lub więcej. Oczywiście znaczna część tych umów została już spłacona: przykładowo w PKO BP, który udzielił łącznie 178 tys. kredytów we franku szwajcarskim, pozostało już tylko 14 tys. aktywnych umów nieobjętych sporem sądowym. Dodatkowo PKO BP musi liczyć się z ryzykiem prawnym 72 tys. spłaconych kredytów frankowych, mogącym zmaterializować się na przestrzeni kilku najbliższych lat.

Z ogólnych szacunków Rzeczpospolitej wynika, że w całym sektorze może być ok. 50 tys. aktywnych kredytów frankowych nieobjętych sporem sądowym, z czego 30 tys. umów przypada na sześć największych giełdowych banków. Oprócz PKO BP, na podium podmiotów z największą liczbą spłaconych, ale niezakwestionowanych umów frankowych stoją Millennium Bank (ok. 46,6 tys. zamkniętych hipotek w CHF) i mBank (35 tys. wykonanych umów). Pula aktywnych kredytów pseudowalutowych w tych dwóch bankach systematycznie się kurczy: w Millennium jest to ok. 4,3 tys. umów, natomiast w mBanku jeszcze mniej, bo zaledwie 2,3 tys.

Czy zatem możemy w sposób absolutnie pewny stwierdzić, że ogólnopolski spór o hipoteki frankowe dobiega końca? Cóż, to zależy, czy zapytamy o to bankowców, czy ekspertów prawnych wyspecjalizowanych w kwestionowaniu abuzywnych kredytów.

Pierwsi powiedzą, że oczywiście, największa fala powództw już minęła i nie należy spodziewać się kolejnych, a przynajmniej nie takich, które odcisnęłyby większe piętno na wynikach w sektorze. Drudzy zwrócą uwagę na liczbę zamkniętych umów, w przypadku których kredytobiorcy wciąż nie zdecydowali się na pozew, ale mogą podjąć kroki prawne w dowolnym momencie – wszak bieg terminu przedawnienia liczony jest nie od wypłaty kredytu hipotecznego czy jego całkowitej spłaty, a dopiero od dnia, w którym konsument dowiedział się, że jego umowa może być nieważna.

Ktoś, kto do tej pory nie złożył w banku reklamacji, ani nie wysłał przedsądowego wezwania do zapłaty, nie zainicjował biegu terminu przedawnienia swoich roszczeń. A zatem może spokojnie czekać z pozwem, na przykład do momentu, aż wyklaruje się linia orzecznicza w kwestii przedawnienia roszczeń banków o zwrot kapitału.

Czy jednak rzeczywiście blisko 300 tys. kredytobiorców zwleka z pozwem o nieważność i/lub zapłatę w oczekiwaniu na wyrok TSUE odpowiadający na pytanie o przedawnienie bankowych roszczeń? W naszym przekonaniu jakaś część zwlekających konsumentów istotnie może cierpliwie czekać na rozwianie wątpliwości z tego konkretnego zakresu. Większość najprawdopodobniej nie składa pozwu z innych powodów. Zastanówmy się zatem, z jakich.

Dlaczego niektórzy frankowicze nie decydują się na pozwanie banku? Analiza najpopularniejszych przyczyn

Kluczowym czynnikiem blokującym konsumentów przed wejściem na drogę prawną może być (i najprawdopodobniej jest)… lęk przed wikłaniem się w wieloletni proces. Czynnik ten bardzo często występuje wspólnie z jeszcze jednym – z niepełną świadomością tego, ile jest tak naprawdę do wygrania w sądzie. W tym miejscu mamy na myśli przede wszystkim frankowiczów ze spłaconymi umowami, na których nie ciąży już obowiązek spłaty kolejnych rat kredytowych. Osoby te nie są zdeterminowane do unieważnienia umowy, bo ta jest już w całości wykonana i nie generuje po ich stronie żadnych bieżących kosztów.

Banki starają się utwierdzić tych kredytobiorców w przekonaniu, że procesowanie się o w całości spłacony kredyt nie jest tak opłacalne jak w przypadku wciąż aktywnej hipoteki. Jest to oczywiście łatwa do rozszyfrowania manipulacja, na którą niestety część konsumentów skutecznie się nabiera. Tymczasem pozywając bank o spłacony kredyt, frankowicz może odzyskać pełny zwrot nadpłaty dokonanej na rzecz banku ponad kwotę użyczonego kapitału, i to wraz z odsetkami ustawowymi za opóźnienie.

Nawet jeśli kredyt został spłacony przed czasem, chodzi zwykle o gigantyczne kwoty, liczone w dziesiątkach, czasem w setkach tysięcy złotych. Dość często pomijaną kwestią jest to, że bank, rozliczając się z nieważnej umowy, musi uwzględnić walutę, w której konsument spłacał swój kredyt. Jeśli więc frankowicz, chcąc uniknąć niekorzystnych spreadów walutowych, spłacał swoje zobowiązanie bezpośrednio we frankach, bank będzie zmuszony do zwrotu nadpłaty w tej samej walucie. A przypominamy, że wartość franka na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat radykalnie się zmieniła. Korzyść wynikająca z różnicy pomiędzy historycznym a bieżącym kursem franka może znacząco podnieść łączny zysk z wygranej.

Następnym powodem, dla którego frankowicze nie są skłonni do pozywania banków za spłacone umowy, są koszty związane z zainicjowaniem postępowania. Sama opłata za pozew nie przekroczy w przypadku konsumenta kwoty 1000 zł – nie ona zatem blokuje frankowiczów przed składaniem swoich roszczeń do sądu. Chodzi oczywiście o koszt reprezentacji prawnej, który w dobrej kancelarii wynosi od 10 tys. zł wzwyż – i mowa o samej opłacie wstępnej, w której nie uwzględnia się premii za sukces, wypłacanej po wygranym procesie.

Ex-frankowicz stoi więc przed następującą perspektywą: może zainwestować dziś 10 tys. zł, by w perspektywie 2-3 lat odzyskać kilku-, czasem kilkunastokrotność tej kwoty, albo może… nie robić nic, a wówczas pieniądze zostają w portfelu. Konsekwencją będzie oczywiście to, że w dłuższej perspektywie jego stan posiadania się nie zmieni – ale niektórzy mogą to uznać za najbezpieczniejszą opcję.

„Nietypowe” wzorce umowne nie są już większym wyzwaniem dla dobrych prawników

Nie da się ukryć, że w ostatnich trzech latach orzecznictwo w sprawach frankowych bardzo mocno ewoluowało, z czego niektórzy kredytobiorcy nie do końca zdają sobie sprawę. Ktoś, kto w 2021 roku usłyszał, że wstąpienie na drogę sądową wiąże się z dużym ryzykiem przegranej, np. ze względu na nietypowy wzorzec umowny czy to, że nie wszyscy współkredytobiorcy chcą przystąpić do pozwu, może nie zdawać sobie sprawy z tego, że obecnie jego szanse na wygraną wynoszą znacznie ponad 90 procent. Przykłady pochodzące z dobrych kancelarii prawnych wskazują dobitnie, że sądy unieważniają nie tylko kredyty oparte o standardowe wzorce PKO BP, mBanku czy Millennium, ale również nieco bardziej skomplikowane umowy Fortis Banku, Deutsche Banku, GE Money czy Nordei.

Przykładem prokonsumenckiego rozstrzygnięcia w sporze, w którym tłem był tzw. trudny wzorzec umowny, może być sprawa II C 1586/24, rozpatrzona 30 lipca 2025 roku przez Sąd Okręgowy w Łodzi. Pozwanym w sprawie był BPH S.A., podmiot, który jest następcą prawnym GE Money Banku. To właśnie ten kredytodawca zawarł z powodami umowę, którą ci zapragnęli unieważnić w sądzie, co im się ostatecznie udało. W związku z nieistnieniem stosunku prawnego pomiędzy pozwanym a powodami, BPH S.A. musi oddać kredytobiorcom kwotę 291.115,89 zł wraz z odsetkami ustawowymi za opóźnienie, naliczanymi od dnia 2 lipca 2024 roku aż do dnia zapłaty. Postępowanie w niniejszej sprawie trwało 12 miesięcy. Kredytobiorców reprezentowała Kancelaria Sosnowski Adwokaci i Radcowie Prawni.

Jakby tego było mało, w wyniku wyroków TSUE oraz uchwał Sądu Najwyższego znacząco poprawiła się sytuacja kredytobiorców, którzy wydali pozyskane od banku środki częściowo na cel związany z prowadzoną działalnością gospodarczą. Obecnie skuteczne zakwestionowanie umowy podpisanej z myślą o celu mieszanym nie jest już żadnym wyzwaniem. Ale jeszcze 3 lata temu było inaczej i kredytobiorcy z tej kategorii bardzo rzadko decydowali się na proces. Część z nich odłożyła plan pozwania banku na półkę, a następnie spłaciła kredyt i zapomniała o sprawie.

Frankowicz po rozwodzie może pozwać bank w pojedynkę. Pomoże mu w tym uchwała Sądu Najwyższego

W interesujący sposób zmieniła się sytuacja rozwodników, którzy, jeszcze jako małżeństwo, zaciągnęli kredyt mieszkaniowy waloryzowany kursem franka szwajcarskiego. Jeszcze niedawno do unieważnienia takiego kredytu była potrzebna zgoda i sumienna współpraca wszystkich współkredytobiorców, co w przypadku skonfliktowanych ex-małżonków mogło stanowić nie lada wyzwanie. Obecnie nie jest już problemem samodzielne zakwestionowanie ważności umowy, niezależnie od decyzji pozostałych dłużników. Frankowicze zawdzięczają tę zmianę Izbie Cywilnej Sądu Najwyższego, która 19 października 2023 roku wydała uchwałę III CZP 12/23, informującą, że w sprawach frankowych nie zachodzi tzw. współuczestnictwo konieczne wszystkich kredytobiorców.

Rozwiedziony frankowicz może więc uzyskać wyrok stwierdzający nieważność swojej umowy, co więcej, może odzyskać środki, które sam wpłacił bankowi tytułem rat kapitałowo-odsetkowych.

Wśród osób mogących pozwać bank o nieważność są również spadkobiercy pierwotnych kredytobiorców, którzy bardzo często nie zdają sobie nawet sprawy z przysługujących im praw.

Ciekawą kategorię osób rezygnujących z pozywania banku stanowią kredytobiorcy, którzy – mimo oczywistych wad zawartych w umowie – zdecydowali się trzymać jej warunków do samego końca. Banki, chcąc zatrzymać falę powództw frankowych, od lat odwołują się do sumienia i moralności swoich klientów. Przedstawiciele sektora grzmią w mediach, że umów należy dotrzymywać – kto tego nie robi, jest oczywiście nieodpowiedzialnym cwaniakiem, chcącym wzbogacić się kosztem reszty społeczeństwa. Niestety, część Polaków łapie się na te tanie chwyty i rezygnuje z roszczeń, uważając to za najbardziej honorowe rozwiązanie.

Frankowicze nie ufają kancelariom tak samo jak bankom? A jeśli tak, kto za to odpowiada?

Ostatnią grupą do omówienia są kredytobiorcy, którzy zrazili się do perspektywy pozwu poprzez negatywne doświadczenia swojej rodziny bądź znajomych. Nie jest tajemnicą, że dużą część rynku frankowych roszczeń zagarnęły spółki z o.o., czyli różnego rodzaju kancelarie odszkodowawcze, stowarzyszenia działające na rzecz poszkodowanych przez banki etc. Podmioty tego typu cechuje bardzo skuteczny marketing – kuszą niską opłatą wstępną i gwarancjami sukcesu, nie informując, że w przypadku wygranej kredytobiorca będzie musiał zapłacić bardzo wysoką i absolutnie nierynkową premię za sukces.

Jeżeli frankowicz ma w swoim otoczeniu osobę, która po wygranej musiała oddać kancelarii znaczną część zasądzonej korzyści tytułem honorarium, może obawiać się brnięcia w proces. Najprawdopodobniej nie ufa prawnikom w równym stopniu, co bankom. Dlatego nie decyduje się ani na pozew, ani na zawarcie ugody. Taki kredytobiorca często nie wie, że rynek kancelarii frankowych jest bardzo różnorodny i występuje na nim co najmniej kilka modeli rozliczeniowych, a wybór takiego, w którym premia za sukces wynosi ok. 3 procent, wcale nie nastręcza problemu. Wystarczy omijać pseudokancelarie, czyli spółki kapitałowe szerokim łukiem, i skierować swoje kroki bezpośrednio do dobrego, doświadczonego w sprawach przeciwko bankom adwokata czy też radcy prawnego.

Dobry adwokat jest w stanie wygrać nawet nietypową sprawę, opartą o niestandardowy wzorzec, czy też taką, w której kredytobiorca, zaciągając kredyt, sam był pracownikiem banku. Ponadto bank, widząc, że kredytobiorca jest reprezentowany w procesie sądowym przez renomowanego prawnika, może zrezygnować ze składania apelacji, wiedziony przede wszystkim chęcią zminimalizowania kosztów swojej porażki. Taka sytuacja miała między innymi miejsce w następujących przypadkach:

  • I C 950/23 – wyrok Sądu Okręgowego w Sosnowcu z dnia 24 października 2024 roku, w postępowaniu zainicjowanym przeciwko Santander Bankowi Polska, w związku z dwoma umowami kredytowymi Ekstralokum, zawartymi kolejno w 2007 i 2008 roku. Kredytobiorcy pozwali bank o ustalenie i zapłatę, i w zaledwie 19 miesięcy od zainicjowania sporu otrzymali wyrok, który jest już prawomocny. Sąd uznał nieważność obu umów i zasądził na rzecz kredytobiorców zwrot nadpłaty dokonanej ponad kapitał kredytu wraz z odsetkami ustawowymi za opóźnienie. Bank zaakceptował wyrok i nie złożył apelacji. Na unieważnieniu dwóch umów kredytowych powodowie zyskali łącznie 275 tys. zł. Sprawę prowadził adwokat Paweł Borowski
  • I C 1536/23 – wyrok Sądu Okręgowego w Radomiu z 30 kwietnia 2025 roku, w sprawie przeciwko PKO BP. Frankowicze pozwali bank w związku z umową kredytu hipotecznego podpisaną w 2005 toku. W pozwie domagali się zarówno stwierdzenia nieważności umowy, jak i zwrotu świadczenia nienależnego. Sąd uznał oba roszczenia – na rzecz kredytobiorców zasądzono od pozwanego kwotę 240.262,56 zł wraz z odsetkami ustawowymi za opóźnienie. Jak informuje pełnomocnik frankowiczów, adwokat Paweł Borowski, łączna korzyść jego klientów z wyroku to 287 tys. zł. PKO BP nie zdecydował się na złożenie odwołania, w związku z czym wyrok jest już prawomocny.

PODSUMOWANIE:

Choć trudno przejść obojętnie obok korzyści możliwej do uzyskania w wyniku unieważnienia frankowego kredytu, niektórzy uprawnieni do pozwu usilnie próbują to zrobić. Powodem rezygnacji z pomysłu pozwania banku bywa niechęć do procesowania się, czasem też brak świadomości, ile można odzyskać w wyniku wygranej. Niektórzy frankowicze są też przekonani o tym, że ich przypadek jest wyjątkowo trudny, w związku z czym inicjowanie procesu wiązać się będzie z dużym ryzykiem i jeszcze większymi kosztami obsługi prawnej.

Tymczasem analiza umowy kredytowej w najlepszych kancelariach frankowych w kraju nic nie kosztuje. Można wysłać umowę do jednego lub nawet kilku prawników z prośbą o oszacowanie potencjalnych korzyści z wygranej i przedstawienie oferty. Z pewnością jest to lepsze rozwiązanie niż zaniechanie wszelkich działań związanych z abuzywnym kredytem, bez względu na to, czy jest on wciąż aktywny, czy od pewnego czasu ma status spłaconego.

Wbrew propagandzie banków nie ma znaczenia, czy pozew dotyczy aktywnej czy spłaconej umowy: korzyści z wygranej w sądzie będą ogromne, zwłaszcza jeśli dług był regulowany bezpośrednio w walucie waloryzacji. Oczywiście zdarzają się kredyty, w przypadku których pozew może okazać się nieopłacalny. Mowa o umowach opiewających na relatywnie niskie kwoty, spłaconych w całości dużo przed czasem, gdy kurs CHF nie zdążył radykalnie podskoczyć. Ale takich przypadków jest mało. Spośród tych 300 tys. umów wciąż nieobjętych pozwem zdecydowaną większość warto zakwestionować.

FrankNews
FrankNews
FrankNews.pl składa się z ekspertów od spraw frankowych, prawników, dziennikarzy. Aktywnie śledzimy rozwój problematyki frankowej już od 2014 r, obserwujemy rozwój orzecznictwa oraz podmiotów oferujących pomoc prawną dla frankowiczów. Nasze artykuły regularnie publikowaliśmy w mediach oraz portalach internetowych. W 2020 r. postanowiliśmy stworzyć portal dzięki któremu każdy posiadacz kredytu frankowego znajdzie w jednym miejscu wszystkie niezbędne informacje. Tak powstał FrankNews.pl Materiały zamieszczone w serwisie Franknews.pl nie są substytutem dla profesjonalnych porad prawnych. Franknews.pl nie poleca ani nie popiera żadnych konkretnych procedur, opinii lub innych informacji zawartych w serwisie. Zamieszczone materiały są subiektywnymi wypowiedziami autorów.

Related Articles

Najnowsze