PLN - Polski złoty
CHF
4,57
czwartek, 17 lipca, 2025

Prawnicy banków „wiszą” bankom miliony, ale chyba jeszcze o tym nie wiedzą? TSUE właśnie wystawił rachunek

Płyną do nas kolejne echa czwartkowego wyroku TSUE w sprawie C-396/24. Powoli zaczynamy rozumieć, dlaczego kancelarie prawne reprezentujące banki z tak dużą stanowczością przekonują opinię publiczną, że ów wyrok stanowić będzie powrót do krajowego orzecznictwa dobrze znanej frankowiczom teorii salda. Najprawdopodobniej bankowi prawnicy boją się po prostu konsekwencji złego doradzania swoim klientom, które przez ostatnie lata kosztowało sektor miliony złotych. Na szczęście w sukurs bankowym prawnikom przychodzi… resort sprawiedliwości, wciąż pracujący nad skompromitowanym projektem ustawy frankowej. Zapoznaliśmy się z ministerialnym stanowiskiem w sprawie wyroku C-396/24 i wprost nie możemy wyjść z podziwu nad tym, jak zbieżne jest ono z opinią Związku Banków Polskich. Dlaczego przedstawiciele strony publicznej zaczynają sprzyjać bankom w sporze z konsumentami? I skąd niechęć organów administracji publicznej do kancelarii prawnych reprezentujących frankowiczów w sądach?

  • Od kilku dni trwa medialna walka o przeforsowanie określonej narracji w sprawie wyroku C-396/24. Obecnie konfrontowane są ze sobą dwa skrajnie różne stanowiska, należące do banków (i ich stronników) oraz do strony konsumenckiej
  • Po czwartkowym wyroku TSUE bankowcy zgodnie odtrąbili sukces: są przekonani, że sądy znów zaczną rozliczać strony nieważnych umów zgodnie z teorią salda. Lub przynajmniej umiejętnie udają tę pewność siebie
  • Z kolei pełnomocnicy frankowiczów przestrzegają banki przed dalszym brnięciem w procesy o zwrot kapitału. Nieskorzystanie w terminie z instytucji potrącenia może sprawić, że zwrot bezumownie użyczonego konsumentowi kapitału przejdzie bankowi koło nosa
  • Ministerstwo Sprawiedliwości, pracujące podobno nad naprawą polskiego sądownictwa, swoim komentarzem do wyroku C-396/24 w mało subtelny sposób sugeruje sądom, jak powinien wyglądać nowy standard w rozpatrywaniu spraw frankowych
  • Desperacja strony rządowej w połączeniu z niechęcią do kancelarii działających na rzecz praw konsumentów daje karykaturalny efekt: w sprawie kredytów frankowych resort sprawiedliwości zaczyna mówić tym samym głosem, co banki. Frankowicze powinni zacząć się bać?

Medialna walka na argumenty trwa: kto ma rację w sprawie skutków wyroku C-396/24?

Wyrok TSUE w sprawie C-396/24 nieoczekiwanie zdominował dyskusję publiczną w temacie nieważnych umów kredytowych waloryzowanych kursem CHF. Jeszcze do niedawna debata toczyła się głównie wokół ustawy frankowej i kontrowersyjnych zapisów obecnych w proponowanym przez resort sprawiedliwości projekcie. Dziś prawnicy po obu stronach sporu dwoją się i troją, by zaprezentować opinii publicznej swój pogląd na sprawę i przede wszystkim wyjaśnić, jakie mogą być skutki czwartkowego wyroku.

Eksperci prawni reprezentujący sektor bankowy skupiają się oczywiście na konsekwencjach po stronie kredytobiorców. Z pełnym przekonaniem twierdzą, że wyrok C-396/24 neguje możliwość stosowania w rozliczeniach nieważnej umowy tzw. teorii dwóch kondykcji. Wg nich pogląd ugruntowany uchwałami III CZP 6/21 i III CZP 25/22 Izby Cywilnej Sądu Najwyższego jest błędny: strony nie powinny dochodzić swoich roszczeń w dwóch odrębnych procesach. Rozliczenie nieważnej umowy powinno być prowadzone w oparciu o teorię salda. Takie rozliczenie ma charakter jednostronny, tzn. ta strona, która odniosła większą korzyść w stosunku do wypłaconego świadczenia, oddaje drugiej stronie nadpłaconą przez nią kwotę.

Jeśli więc kredytobiorca tytułem uruchomienia umowy uzyskał od banku kwotę 200 tys. zł, a do momentu prawomocnego unieważnienia kredytu zdążył oddać w ratach 220 tys. zł, bank jest zobowiązany zwrócić mu jedynie nadpłatę wynoszącą 20 tys. zł plus odsetki ustawowe za opóźnienie liczone od tej kwoty.

Obecnie, gdy w krajowym orzecznictwie dominuje teoria dwóch kondykcji, taki kredytobiorca powinien dostać od banku zwrot pełnej kwoty świadczenia nienależnego, tj. 220 tys. zł plus odsetki od tej kwoty, naliczane od momentu wezwania banku do zapłaty. To właśnie te odsetki są dla banków sporym problemem, gdyż silnie motywują kredytobiorców do pozostawania w procesach sądowych, nawet jeśli te ciągną się wyjątkowo długo.

Odsetki ustawowe utrudniają bankom przekonanie procesujących się frankowiczów do zawierania ugód

Banki liczyły, że ich zmiana podejścia do ugód na bardziej elastyczne skłoni osoby procesujące się do wyboru polubownego rozwiązania, które ma być szybsze i mniej stresujące. W praktyce jednak frankowicze wymierzyli bankom policzek, w większości odrzucając propozycje ugodowe. Na niewiele zdał się program „Mediacji frankowej”, rozpoczęty w lutym w XXVIII Wydziale Cywilnym. Mimo wezwań do obowiązkowego uczestnictwa w spotkaniach z mediatorem, frankowicze stawili opór usilnym namowom do zawierania ugód.

Co ciekawe, niechęć frankowiczów do występowania z procesów sądowych zaczyna wyraźnie irytować Ministerstwo Sprawiedliwości, które bardzo długo jawiło się konsumentom niczym rycerz na białym koniu, strzegący praw strony słabszej. Obecnie widać jak na dłoni, że rządzącym zależy przede wszystkim na wyeliminowaniu tych spraw z sądów, poniekąd też na odciążeniu sektora bankowego – zapewnienie frankowiczom możliwości szybkiego dochodzenia roszczeń zgodnie z duchem orzeczeń TSUE najwyraźniej nie jest już kwestią priorytetową, o czym więcej za chwilę.

Bankowi prawnicy kolportują propagandę sektora ws. wyroku C-396/24. Na szali stawiają swoją wiarygodność

Niezmiennie zadziwia nas ogromna determinacja po stronie bankowych prawników, którzy w swoich wypowiedziach medialnych bez cienia wahania łączą wyrok C-396/24 z powrotem do teorii salda. Jest to ciekawe, ponieważ:

  • TSUE w tym wyroku w ogóle nie odniósł się do roszczeń konsumenta dotyczących zwrotu sumy spłaconych rat kredytowych wraz z odsetkami
  • sprawa dotyczyła roszczeń banku zawartych w powództwie o zwrot kapitału, wysuniętych mimo tego, że konsument zdążył już spłacić ów kapitał w ratach kredytu
  • unijne orzeczenie koncentruje się wokół ochrony praw konsumenta, od którego bank nie może żądać zwrotu nominalnej kwoty kredytu, bez uwzględnienia kwot, które już od tego konsumenta otrzymał, i których nie chce mu zwrócić z uwagi na utrzymywane stanowisko dotyczące rzekomej ważności umowy.

Trybunał Sprawiedliwości UE w żadnym miejscu nie wskazał teorii salda jako odpowiedniej metody rozliczania stron nieważnej umowy. Przeciwnie, w wyrokach takich jak te w sprawach C-520/21 i C-28/22 jednoznacznie opowiedział się za istnieniem odrębnych roszczeń u każdej ze stron, wskazując również na przysługujące konsumentowi prawo do odsetek ustawowych za opóźnienie.

Dlaczego więc znani, cenieni adwokaci i radcowie prawni narażają na szwank swój nienaganny wizerunek i – wykorzystując swój autorytet – przekazują społeczeństwu nieprawdziwe informacje? Możemy się tylko domyślać, że wynika to z… desperacji. Ci prawnicy utrzymują się w dużej mierze dzięki sprawom zakładanym bankom przez frankowiczów. Wszak niemal każdy spór o nieważną umowę generuje konieczność poprowadzenia w imieniu banków dwóch spraw – tej dotyczącej ustalenia i zapłaty, w której bank jest pozwanym, i tej o zwrot kapitału, w której to bank jest powodem. Kancelarie specjalizujące się w reprezentowaniu podmiotów gospodarczych zarabiają na tych sprawach miliony, mimo że w blisko 99 procentach przypadków nie są w stanie udowodnić racji swoich mocodawców w procesach inicjowanych przez stronę konsumencką.

Ale to dopiero początek. Należy zwrócić uwagę, że to najprawdopodobniej właśnie bankowi prawnicy odpowiadają za taką, a nie inną strategię stosowaną dotąd przez sektor. Strategię, która kosztowała bankowców miliony, a wkrótce może kosztować miliardy. O co chodzi? A o sposób, w jaki banki domagają się zwrotu kapitału kredytu.

Choć w orzecznictwie dominuje teoria dwóch kondykcji, według której strony dysponują dwoma odrębnymi roszczeniami, bank wcale nie musi wytaczać kredytobiorcy osobnego procesu, by dojść swoich wierzytelności przed sądem. Aby uzyskać zwrot kapitału, może w toku postępowania złożyć oświadczenie o potrąceniu. Skuteczne skorzystanie z instytucji potrącenia pozwala bankowi na rozliczenie się z kredytobiorcą tylko z nadwyżki ponad spłacony kapitał. To rozwiązanie tanie, szybkie i proste – dlaczego banki z niego nie korzystają? Powodem jest to, że ten krok wiąże się z przyznaniem, iż umowa jest nieważna. A banki upierają się przecież przy legalności zawartych kontraktów, mimo że nie są w stanie obronić swoich tez przed sądami.

Pytanie, kto doradził im taką strategię, a następnie doprowadził do tego, że była kontynuowana mimo druzgocąco niekorzystnej dla sektora linii orzeczniczej?

Problem może mieć też drugie dno, związane z trzyletnim terminem przedawnienia bankowych roszczeń. Bo załóżmy, że dojdzie do sytuacji, w której sądy zaczną oddalać pozwy banków o zwrot kapitału z uwagi na to, iż dotyczą kwot, które pozwani kredytobiorcy, w całości lub w części, oddali już pozywającym ich instytucjom. Gdy takie wyroki zaczną zapadać, może być już zbyt późno na podniesienie zarzutu potrącenia w sprawach o nieważność i zapłatę. Mało tego – niektóre z tych spraw mogą się do tego momentu zakończyć. Co wtedy?

Może się okazać, że kredytobiorcy będą mieć w rękach prawomocne wyroki stwierdzające nieważność umów i zasądzające na ich rzecz zwrot świadczenia nienależnego wraz z odsetkami za opóźnienie, a banki zostaną pozbawione możliwości dochodzenia roszczeń o zwrot kapitału z uwagi na przekroczony termin przedawnienia. Frankowicze dostaną „darmowe mieszkania” plus odsetki za zwłokę, zaś bank zostaną z niczym. A nie, przepraszamy… zostaną z fakturami wystawionymi przez reprezentujące ich kancelarie prawne, czyli twórców tego „sukcesu”.

Znamienne wydaje nam się, że zarówno banki, jak i resort sprawiedliwości atakują kancelarie reprezentujące stronę konsumencką, zarzucając im skupienie na własnych korzyściach, bez dbałości o faktyczny interes klienta. Naszym zdaniem to właśnie kancelarie opłacane przez banki są na bakier z etyką, bo brną w fałszywą narrację o teorii salda, zachęcając w ten sposób swoich mocodawców do kontynuowania procesów o zwrot kapitału. A z jakich względów to robią, jeśli nie z uwagi na to, że dotychczasowa strategia im się po prostu opłaca?

Przecież gdyby banki zrobiły to, co radzą im dzisiaj kancelarie frankowiczów, doskonały biznes polegający na masowym pozywaniu konsumentów o zwrot kapitału przestałby się opłacać. Banki przestałyby składać nowe powództwa, zamiast tego cofałyby te już złożone i masowo podnosiłyby zarzut potrącenia w sprawach o nieważność i/lub zapłatę. Liczba postępowań uległaby znacznej redukcji. Te trwające kończyłyby się znacznie szybciej. Mało tego: niektóre sprawy w ogóle nie trafiłyby na wokandę. Frankowicz, wiedząc, że jego umowa jest nieważna, po prostu poszedłby do banku z propozycją ugodową polegającą na uznaniu przez bank tej nieważności i uczciwym rozliczeniu kredytu. W tej sytuacji kancelarie nie zarobiłyby ani grosza, i to po żadnej ze stron. Dziwnym trafem ten scenariusz nie przeszkadza prawnikom frankowiczów, czego nie można powiedzieć o kancelariach zarabiających na współpracy z bankami.

Ministerstwo Sprawiedliwości w komentarzu do sprawy C-396/24 powiela retorykę banków

Dnia 20 czerwca 2025 roku na stronie Ministerstwa Sprawiedliwości pojawił się komentarz do wyroku TSUE w sprawie C-396/24. Resort w swoim komunikacie pisze między innymi:

Treść wyroku kwestionuje ukształtowaną w orzecznictwie interpretację prawa i potwierdza prawidłowość założeń przyjętych przez Ministerstwo Sprawiedliwości w projekcie ustawy o szczególnych rozwiązaniach w zakresie rozpoznawania spraw dotyczących zawartych z konsumentami umów kredytu denominowanego lub indeksowanego do franka szwajcarskiego, o konieczności rozstrzygania sporów frankowych w jednym postępowaniu, co sprzyja pełnej realizacji konsumenckiego standardu ochrony, wynikającego z dyrektywy 93/13 i orzecznictwa TSUE.

W naszej opinii jest to, najdelikatniej rzecz ujmując, nadinterpretacja wyroku TSUE, który w żadnym miejscu nie stwierdził konieczności rozsądzania tych spraw w ramach tego samego postępowania. Unijny skład sędziowski odniósł się jedynie do zasługującej na krytykę praktyki sektora polegającej na masowym stosowaniu wobec polskich konsumentów pozwów typu „SLAPP”, mających zniechęcić klientów sektora do dochodzenia swoich roszczeń przed sądem. Nie oznacza to, że bank nie ma prawa pozwać kredytobiorcy o zwrot kapitału. Może to zrobić, jak najbardziej, ale obliczając kwotę roszczenia, powinien uwzględnić środki pochodzące od kredytobiorcy, którymi już dysponuje. I których nie zechciał oddać po tym, gdy został przez kredytobiorcę wezwany do zapłaty, jeszcze na etapie przedprocesowym.

Pełnomocniczka ds. ochrony praw konsumenta po raz kolejny „wbija szpilę” kancelariom frankowym

O tym, że rządzący utracili obiektywne spojrzenie na frankowy konflikt, świadczy najnowsza wypowiedź pełnomocniczki resortu ds. ochrony praw konsumenta, dr Anety Wiewiórowskiej-Domagalskiej, opublikowana na portalu LinkedIn. Pełnomocniczka dodała komentarz pod wpisem profesor Joanny Luzak, wybitnej ekspertki z dziedziny europejskiego prawa konsumenckiego. Zarówno wpis profesor Luzak, jak i komentarz dr Wiewiórowskiej-Domagalskiej są napisane w języku angielskim. Sens jest jednak bardzo łatwy do wyłuskania: profesor Luzak, w odniesieniu do wyroku C-396/24 pisze następująco:

Strategic litigation by banks against consumers for the repayment of full loan amounts becomes much more risky as a result of this judgment. ”

oraz

Overall, this judgment raises financial risks for these banks that were not keen so far to settle consumer cases and which have used various intimidation tactics to dissuade consumers from pursuing their claims. It may also lead to banks proposing more beneficial settlements to consumers and encourage consumers to negotiate settlement terms. ”

Dla tych, którzy woleliby zapoznać się z tą opinią po polsku, tłumaczymy.

Zdaniem profesor Joanny Luzak wyrok TSUE sprawi, że strategiczne procesy sądowe prowadzone przez banki przeciwko konsumentom o zwrot całych kwot użyczonego kapitału staną się znacznie bardziej ryzykowne. Profesor w wymowny sposób podsumowuje, jak ów wyrok może wpłynąć na sytuację podmiotów uwikłanych w spory z konsumentami: orzeczenie może wygenerować ryzyko finansowe dla banków niechętnych jak dotąd rozstrzyganiu spraw konsumentów i stosujących różne taktyki zastraszania, celem zniechęcenia strony konsumenckiej do dochodzenia roszczeń. W ocenie profesor Luzak wyrok Trybunału może skutkować proponowaniem przez banki korzystniejszych ugód, a także zachęcić samych konsumentów do negocjowania warunków ugodowych.

W kontekście tego, co napisała pani profesor, komentarz pełnomocniczki wydaje się wręcz kuriozalny. Dr Wiewiórowska-Domagalska przyznaje, że nie posunęłaby się do stwierdzenia, jakoby wyrok TSUE odrzucał teorię dwóch kondykcji – i gdyby tylko na tej ostrożnej opinii poprzestała, z pewnością nikt po stronie frankowiczów nie miałby do niej pretensji. Problem w tym, że pełnomocniczka ministra ds. ochrony praw konsumentów postanowiła rozwinąć swoją myśl, i to w dość kontrowersyjnym kierunku, z czego najprawdopodobniej zdała sobie po chwili sprawę, bo dokonała edycji swoich przemyśleń. A co wyedytowała? Wzmiankę o… odsetkach ustawowych za opóźnienie.

W pierwotnej wersji wpisu Wiewiórowska-Domagalska stwierdziła, że wspomniana już teoria dwóch kondykcji może być postrzegana jako bardziej atrakcyjna dla konsumentów niż jej alternatywa (nie zostało to wprost napisane, ale łatwo się domyślić, że chodzi o teorię salda), ze względu na sposób naliczania odsetek. Dodała że jedynie sposób jej stosowania budzi obecnie zastrzeżenia. Co miała na myśli? Wystarczy zapoznać się z dalszą częścią jej komentarza.

Pani pełnomocnik ocenia wyrok jako game changer dla kancelarii prawnych, co obrazują gorące reakcje rynku. Czy ma na myśli rynek kancelarii reprezentujących banki, przekonujących, że do łask wraca teoria salda? Nie, chodzi jej o kancelarie reprezentujące frankowiczów, którym wypomina… ich interpretację unijnego wyroku.

Na początku czerwca, jeszcze w trakcie Europejskiego Kongresu Finansowego, łudziliśmy się, że do pani pełnomocniczki zaczęło docierać w końcu, że swoimi kontrowersyjnymi wypowiedziami szarga zaufanie strony konsumenckiej zarówno do swojego autorytetu, jak i dobrych intencji. Szczerze mieliśmy nadzieję, że przyjmie bezstronną perspektywę i obiektywnie spojrzy na to, co od wielu miesięcy wyprawiają banki wespół ze swoimi prawnikami, wypaczając sens wyroków TSUE i uchwał Sądu Najwyższego. Niestety, dr Wiewiórowska-Domagalska nie uczy się na błędach i sukcesywnie ignoruje nieetyczne działania po stronie bankowej, wytykając reprezentantom strony konsumenckiej… właściwie co? Że potrafią skutecznie dochodzić roszczeń swoich klientów w sądach i pobierają za to wynagrodzenie? Bo tak niestety interpretujemy jej niektóre medialne wystąpienia.

Uprzejmie prosimy dr Anetę Wiewiórowską-Domagalską o spokojne zastanowienie się, kto zrobił więcej dobrego dla ochrony praw konsumentów w sądach, zwłaszcza w odniesieniu do sporów, w których stroną pozywaną są banki: kancelarie prawne wyspecjalizowane w kwestionowaniu abuzywnych klauzul umownych, które rzetelnie wykonywały swoją pracę w trudnych czasach sprzed unijnych wyroków, czy Państwo Polskie, które w latach 2015-2018 całkowicie skapitulowało pod groźbami sektora bankowego i złożyło los obywateli w ręce sędziów?

Dlaczego perspektywa rządzących jest bliższa bankom niż konsumentom?

Konsumenci sądzący się z bankami o nieważność swoich umów mogą zauważyć, że pogląd rządzących na bez wątpienia trudny problem tych procesów bardzo się ostatnimi czasy zmienił. Gdy obecna koalicja rządząca obierała stery w Państwie, jej przedstawiciele słali w stronę konsumentów uspokajające komunikaty. Negowano sens wprowadzania ustawy frankowej, obiektywnie też recenzowano dotychczasowe „starania” banków skoncentrowane wokół rozwijania programów ugodowych. Co się takiego stało, że rząd postanowił zmienić swoją narrację i przyjąć optykę bliższą sektorowi bankowemu niż społeczeństwu?

Gdy się temu bliżej przyjrzymy, szybko dojdziemy do wniosku, że nie chodzi o jeden, a o kilka czynników, które są dla rządzących co najmniej kłopotliwe:

  • liczba trwających spraw w sądach – z najnowszych danych wynika, że obecnie jest w toku ok. 160 tys. spraw zainicjowanych przez kredytobiorców walutowych przeciwko bankom. Procesy te w oczywisty sposób wpływają na wydłużenie czasu niezbędnego do rozpatrzenia innych spraw cywilnych. Ministerstwo Sprawiedliwości z jednej strony chce rozładowania korków w sądownictwie, z drugiej jednak wojuje z sędziami nominowanymi po 2017 roku i planuje reformę KRS, po której ci orzecznicy zostaną, przynajmniej w części, odsunięci od orzekania. Przypominamy, że do rozpatrzenia pozostaną wciąż tysiące spraw frankowych – a kto ma się nimi zająć, gdy zabraknie „neosędziów”? Kalkulacja jest więc prosta: lepiej „strącić z wozu” frankowiczów i przyśpieszyć orzekanie w pozostałych sprawach niż pozwolić kredytobiorcom na dokończenie tego, co zaczęli, według dotychczasowych zasad, i narażać sądy na skargi dotyczące przewlekłości
  • rosnące zainteresowanie pozwami o SKD i WIBOR – to najprawdopodobniej główny powód niechęci przedstawicieli resortu sprawiedliwości do kancelarii wyspecjalizowanych w sporach przeciwko bankom. Spory te nie tylko demaskują abuzywne praktyki bankowców, ale również słabość Państwa Polskiego, które przez lata nie zrobiło NIC, by zadbać o równowagę stron w umowach długoterminowych. Chodzi tu zarówno o opieszałość KNF, niemoc NBP i brak należytej kontroli państwa nad sektorem prywatnym, który zrobił sobie z kluczowej dla kraju gałęzi gospodarki swój prywatny folwark
  • odpowiedzialność, która wykracza poza sektor bankowy – dopóki kancelarie frankowe kwestionowały wyłącznie działania samych banków, resort pozostawał niewzruszony. Problem pojawił się, gdy renomowani prawnicy zaczęli baczniej przyglądać się wskaźnikowi WIBOR i temu, jak na sygnały świadczące o nieprawidłowościach w jego wyznaczaniu reagowało państwo. Dodatkowo, kancelarie prawne zaczęły wnikliwie analizować poczynania rządzących dotyczące procedur związanych z restrukturyzacją i upadłością (jak miało to miejsce w przypadku Getin Banku), wskazując, że bezprawne pozbawianie konsumentów możliwości dochodzenia roszczeń może skutkować odpowiedzialnością odszkodowawczą po stronie Skarbu Państwa
  • destabilizacja gospodarki – dopóki gra toczyła się tylko o franki i sankcję kredytu darmowego, rządzący nie poświęcali wiele uwagi trwającym sporom kredytobiorców z bankami. No ale właśnie, pod lupę prawników trafiła kluczowa stawka referencyjna, o którą oparte są nie tylko kredyty hipoteczne, ale i wiele innych instrumentów finansowych. Ewentualny upadek WIBORu i masowe wykreślanie go z umów skutkowałoby czymś znacznie poważniejszym niż konieczność dotwarzania cyklicznych rezerw (tak jak ma to miejsce w przypadku franków). Potencjalną konsekwencją byłyby bankructwa dużych instytucji kredytowych, kryzys w gospodarce i… problem, trudny nawet do wyobrażenia, po stronie rządzących. Może być to najpoważniejszy czynnik motywujący politycznych decydentów do kibicowania bankom zarówno w sporach krajowych, jak i tych toczących się na arenie unijnej. 

Co z tego wszystkiego wynika?

Kredytobiorcy frankowi i wszyscy inni procesujący się z bankami (lub planujący pozew) powinni mieć pełną świadomość tego, że ich interes jest rozbieżny nie tylko z interesem sektora bankowego, ale również obozu rządzącego, któremu do w miarę spokojnego jak na nasze krajowe warunki prowadzenia polityki potrzebne jest stabilne otoczenie ekonomiczne. Każdy kryzys, a już na pewno ten związany z instytucjami finansującymi gospodarkę, może przyczynić się do utraty zaufania społeczeństwa do obecnej władzy, a w konsekwencji do podziałów w koalicji, utraty większości sejmowej i potrzeby rozpisania wcześniejszych wyborów. Nie krytykujemy w ten sposób tej czy innej opcji politycznej. Przypuszczamy, że obojętnie, jak egzotyczny sojusz znalazłby się u sterów państwa, spojrzenie na kwestię masowych sporów o umowy kredytowe wyglądałoby bardzo podobnie, jeśli nie dokładnie tak samo.

Oczywiście trwający spór o umowy frankowe, SKD, a także i WIBOR, dałoby się zażegnać nawet teraz, i to bez wywoływania kryzysu w gospodarce. Byłoby to możliwe, gdyby przedstawiciele sektora bankowego w sposób obiektywny spojrzeli na swoją sytuację i po prostu polubownie dogadali się z klientami, na warunkach uwzględniających obecne otoczenie orzecznicze. Co to znaczy? Że w kwestii franków nie ma już o czym dyskutować. Umowy są po prostu nieważne i tyle. Do przedyskutowania pozostaje to, jak można by rozwiązać pozostałe dwa konflikty. I tu rzeczywiście widzimy pole do popisu dla rządzących, którzy mogliby pełnić w tym przypadku rolę rozjemcy.

FrankNews
FrankNews
FrankNews.pl składa się z ekspertów od spraw frankowych, prawników, dziennikarzy. Aktywnie śledzimy rozwój problematyki frankowej już od 2014 r, obserwujemy rozwój orzecznictwa oraz podmiotów oferujących pomoc prawną dla frankowiczów. Nasze artykuły regularnie publikowaliśmy w mediach oraz portalach internetowych. W 2020 r. postanowiliśmy stworzyć portal dzięki któremu każdy posiadacz kredytu frankowego znajdzie w jednym miejscu wszystkie niezbędne informacje. Tak powstał FrankNews.pl Materiały zamieszczone w serwisie Franknews.pl nie są substytutem dla profesjonalnych porad prawnych. Franknews.pl nie poleca ani nie popiera żadnych konkretnych procedur, opinii lub innych informacji zawartych w serwisie. Zamieszczone materiały są subiektywnymi wypowiedziami autorów.

Related Articles

Najnowsze