Choć ogólnopolski spór kredytobiorców frankowych z bankami trwa już ponad 10 lat, w sądach w dalszym ciągu nie osiągnięto konsensusu co do tego, jak dokładnie powinny przebiegać rozliczenia stron po uznaniu umowy kredytowej za nieważną. Jasne jest tylko to, że strony mają sobie oddać to, co pobrały od siebie w związku z uruchomieniem i wieloletnim wykonywaniem umowy. Mimo kilkunastu wyroków TSUE i serii uchwał Sądu Najwyższego wciąż nie wyjaśniono wszystkich wątpliwości dotyczących m.in. biegu terminu przedawnienia roszczeń banku i… odsetek ustawowych za opóźnienie. Orzecznictwo Trybunału i SN jest w przypadku owych odsetek korzystne dla konsumentów, jednak ostatnie poczynania Ministerstwa Sprawiedliwości mogą świadczyć o sporej niechęci rządzących do przyznawania kredytobiorcom rekompensat za wieloletnie procesy sądowe (mimo tego, że odsetki wypłacane są z kieszeni banków, a nie Skarbu Państwa). Czy frankowicze muszą liczyć się ze scenariuszem, w którym dostęp do odsetek ustawowych za opóźnienie zostaje im ograniczony? Czy wyrok TSUE z 19 czerwca br. oznaczać będzie powrót do teorii salda? I jak do kwestii odsetek ustosunkowuje się projektodawca ustawy frankowej?
- Sprawy frankowe zdominowały polskie wydziały cywilne: najtrudniejsza sytuacja panuje w apelacji, która zupełnie nie radzi sobie z obsługą tak licznej grupy skomplikowanych odwołań i masowych zażaleń. Ministerstwo chce rozwiązać ten problem ustawą
- 19 czerwca 2025 roku TSUE wydał wyrok w sprawie C-396/24, odnoszący się do kwestii rozliczeń banku z kredytobiorcą po uznaniu frankowej umowy za nieważną. Według propagandy banków to orzeczenie oznaczać będzie powrót sądów do teorii salda
- Przed kilkoma dniami Ministerstwo Sprawiedliwości udostępniło nową wersję projektu ustawy frankowej, uzupełnioną o poprawki, będące wynikiem konsultacji publicznych i zapoznania się z opiniami ekspertów. Równocześnie resort postanowił wypowiedzieć się w kwestii odsetek za opóźnienie
- Z zapewnień rządzących wynika, że nie zamierzają oni ingerować poprzez ustawę w kwestię odsetek ustawowych za opóźnienie czy w teorię dwóch kondykcji. Celem nie jest pozbawienie konsumentów korzyści odsetkowej, tylko przyśpieszenie postępowań, tak aby te odsetki były jak najniższe.
Frankowa fala uderza w sądy apelacyjne. Wskaźnik opanowania wpływu jest znacznie poniżej oczekiwań
Masowe sprawy frankowe okazały się wielkim testem dla krajowego sądownictwa – i dla Ministerstwa Sprawiedliwości, które jest rozliczane przez społeczeństwo z tego, jak to sądownictwo działa. Z dzisiejszej perspektywy trudno to pojąć, ale resort bardzo długo nie reagował na to, co dzieje się w sądach w związku ze sprawami frankowymi. Frankowiczów zostawiono samym sobie, składając ich los całkowicie w ręce sędziów.
Do 2023 roku rządzący zdecydowali się na kilka drobnych usprawnień, istotnych z punktu widzenia frankowiczów i sądów rozpatrujących ich sprawy – mowa o utworzeniu w Sądzie Okręgowym w Warszawie wyspecjalizowanego wydziału frankowego (kwiecień 2021 roku), zmianie właściwości miejscowej sądów (kwiecień 2023 roku) i zwiększeniu wartości przedmiotu sporu w sprawach rozpatrywanych przez sądy rejonowe (lipiec 2023 roku).
Liczba spraw frankowych toczących się w sądach powszechnych rosła drastycznie z roku na rok: w 2021 roku wpłynęło do nich 67,6 tys. takich spraw, a 88,3 tys. pozostało do rozpatrzenia na rok następny. W 2023 roku wpływ wyniósł 124 tys. – zaległość do załatwienia na rok 2024 wyniosła już 179 tys. spraw. W rok 2025 sądy wkraczały z 204 tys. spraw frankowych do rozpatrzenia. Ministerstwo Sprawiedliwości cały czas dysponowało tymi danymi, ale chyba niewiele czasu poświęcono ich analizie.
Gdyby było inaczej, już w okolicach roku 2021, gdy w Warszawie powstawał pierwszy Wydział Frankowy, ktoś mądry doradziłby rządzącym, by równolegle zaczęli myśleć nad przygotowaniem apelacji na nadchodzącą lawinę odwołań. Bo to, że banki będą odwoływać się od niekorzystnych wyroków sądów I instancji, od samego początku było jasne. Podobnie oczywiste było, że banki nie pogodzą się łatwo z masowymi decyzjami sądów o przyznaniu kredytobiorcom zabezpieczenia powództwa. Na skutki nie trzeba było długo czekać – apelacje zostały wprost zaśmiecone bezsensownymi zażaleniami banków na decyzje o przyznaniu powodowi takiego właśnie środka tymczasowego. Problem masowych zażaleń jest jednym zagadnień, na które odpowiadać ma ustawa frankowa.
Resort odnosi się do katastrofalnej sytuacji w sądach II instancji, uzasadniając w ten sposób potrzebę wprowadzenia kompleksowego rozwiązania legislacyjnego. W tym celu posiłkuje się danymi. Wynika z nich, że na koniec I kwartału br. sądy apelacyjne miały do rozpoznania 57 910 spraw frankowych oznaczonych symbolem 049cf (chodzi więc o sprawy z powództwa kredytobiorców). Łączna liczba spraw pozostałych do rozpoznania w repertorium ACa to 77 590. Aż 75 proc. spraw zarejestrowanych w sądach apelacyjnych to te dotyczące kredytów frankowych. Dla porównania w sądach okręgowych franki stanowią 44 proc. spraw pozostałych do rozpoznania.
W ostatnich tygodniach bacznie obserwowaliśmy, jak wygląda sytuacja w poszczególnych sądach apelacyjnych. Szczególnie interesował nas wskaźnik opanowania wpływu dla spraw frankowych i tych cywilnych. Oto kilka wybranych danych pochodzących z kluczowych dla frankowiczów jednostek II instancji:
- w 2024 roku wskaźnik opanowania wpływu dla spraw z repertorium ACa wyniósł w Sądzie Apelacyjnym we Wrocławiu (I Wydział Cywilny) 51,2 proc.
- w 2024 roku wpływ spraw frankowych w Sądzie Apelacyjnym w Gdańsku wyniósł 5977, i jednocześnie do rozpatrzenia z roku 2023 pozostawało tam 3906 spraw
- wskaźnik opanowania wpływu dla spraw frankowych w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie rośnie: w 2024 roku wynosił 32,6 proc, w I kwartale 2025 roku był już na poziomie 65,4 proc.
Z danych upublicznionych przez Ministerstwo Sprawiedliwości wynika, że wskaźnik opanowania wpływu dla sądów apelacyjnych wynosił po I kwartale br. 86,9 proc. (wzrost z poziomu 45,6 proc. w 2024 roku). Wzrost załatwialności wyniósł zatem 90,57%.
Resort sprawiedliwości nie chce, by frankowicze otrzymywali wysokie odsetki za opóźnienie?
Przedstawiciele resortu nie chcą, by sprawy frankowe angażowały krajowe sądy przez następne lata – a przynajmniej nie w takim stopniu, jak ma to miejsce obecnie. W Ministerstwie Sprawiedliwości widoczne jest wyraźne niezadowolenie z faktu, że frankowiczom przestała przeszkadzać przewlekłość postępowań: konsumenci wiedzą, że za każdy kolejny rok procesu dostaną odsetki za opóźnienie, których wysokość zależna jest od aktualnego poziomu stopy referencyjnej. W tym tygodniu NBP zdecydował się obniżyć stopę referencyjną o 25 pb, co przekłada się również na spadek wspomnianych odsetek – obecnie wynoszą one już nie 10,75 proc., a 10,5 proc.
W dalszym ciągu są to wartości, obok których trudno przejść obojętnie, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że ta dodatkowa korzyść pieniężna jest naliczana na rzecz kredytobiorcy nie od różnicy, którą nadpłacił bankowi ponad kapitał kredytu, a od sumy świadczenia nienależnego, czyli wszystkich spłaconych dotąd rat kapitałowo-odsetkowych. W ostatnich tygodniach banki rozpowszechniają jednak informację, jakoby taki sposób naliczania odsetek za opóźnienie wkrótce miał odejść do lamusa. A powodem ma być… wyrok TSUE w sprawie C-396/24, wydany 19 czerwca 2025 roku. Czy czerwcowa decyzja TSUE istotnie może zagrozić korzyściom kredytobiorców z unieważnienia umowy?
Wyrok TSUE w sprawie C-396/24 a odsetki ustawowe za opóźnienie: czy frankowiczów czeka powrót do teorii salda?
W dniu 19 czerwca 2025 roku Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wziął pod lupę sprawę C-396/24, w której pytania prejudycjalne dotyczyły dwóch spraw krajowych, związanych z roszczeniami banków o zwrot kapitału. Sąd odsyłający chciał wiedzieć, czy – w związku z nieważnością umowy kredytowej – bank może domagać się od konsumenta zwrotu nominalnej kwoty kredytu (użyczonego kapitału), nie uwzględniając przy tym kwot, które otrzymał już od konsumenta w ratach kapitałowo-odsetkowych. Trybunał wypowiedział się o takiej praktyce negatywnie, dając jasno do zrozumienia, że bank, występując o zwrot świadczenia, wypłaconego w związku z nieważną umową, powinien wziąć pod uwagę kwoty, które konsument już mu przekazał na drodze wykonywania tejże umowy.
Nie wiedzieć czemu, niektóre media dały sobie narzucić błędną narrację, według której ów wyrok oznacza powrót do teorii salda, czyli do rozliczenia samej nadpłaty (bądź też niedopłaty) nominalnej kwoty kredyty. Najprościej rzecz ujmując, w teorii salda do rozliczenia zobowiązana jest ta strona, która więcej skorzystała na uruchomieniu umowy. Jeżeli bank udostępnił kredytobiorcy 150 tys. zł, a ten spłacił w ratach 200 tys. zł, po unieważnieniu umowy obowiązkiem rozliczenia obciążony jest kredytodawca, który wskutek wykonywania tejże umowy „wzbogacił się” o 50 tys. zł. To od tej kwoty (a nie od spłaconych 200 tys. zł) sąd naliczy wówczas odsetki ustawowe za opóźnienie.
Część środowiska dziennikarskiego bezpodstawnie przyjęła, że wyrok w sprawie C-396/24 jakkolwiek odnosi się do roszczeń konsumenta kierowanych pod adresem banku. Tymczasem TSUE w żaden sposób nie zakwestionował w tym wyroku (ani w żadnym z wcześniejszych) prawa konsumenta do otrzymania zwrotu pełnego świadczenia nienależnego wraz z naliczanymi od jego kwoty odsetkami ustawowymi za opóźnienie. Nie zanegował też teorii dwóch kondykcji ani nie zaaprobował teorii salda.
Informacja o „powrocie do teorii salda” odbiła się w mediach tak szerokim echem, że postanowiła się do niej odnieść pełnomocniczka ministra sprawiedliwości ds. ochrony praw konsumenta, dr Aneta Wiewiórowska-Domagalska. Poprzez swoje wypowiedzi medialne dała jasno do zrozumienia, że wieszczenie powrotu do teorii salda jest przedwczesne. Oczywiście to nie przeszkadza organizacjom takim jak Związek Banków Polskich w dalszym kolportowaniu zmanipulowanych, szkodliwych społecznie informacji.
Ustawa frankowa a teoria salda i odebranie kredytobiorcom odsetek za opóźnienie
Gdyby po wspomnianym powyżej wyroku TSUE kredytobiorcy frankowi nie czuli się wystarczająco zachęceni do zawierania z bankami ugód, przedstawiciele sektora mają w zanadrzu jeszcze jeden straszak. Chodzi oczywiście o widmo ustawy frankowej, o której krąży w mediach mnóstwo niepokojących stronę konsumencką pogłosek. Niestety, z przykrością musimy podkreślić, że do powstawania tych plotek przyczyniło się samo Ministerstwo Sprawiedliwości, które nie zadbało o jasny, jednolity przekaz w tej sprawie skierowany w stronę społeczeństwa.
Wspomniana już pełnomocniczka ministra miesiącami krążyła po mediach, opowiadając o potrzebie łączenia postępowań z powództwa kredytobiorcy i z powództwa banku, niemal w każdym swoim wystąpieniu odnosząc się do kwestii odsetek ustawowych za opóźnienie. Opowiadała o tych odsetkach tak, jakby nie stanowiły one rekompensaty za przewlekłość postępowania, a były dodatkowym honorarium dla kancelarii prawnych, reprezentujących stronę konsumencką i zachęcających swoich klientów do odrzucania propozycji ugodowych banków na rzecz trwania w wieloletnich procesach sądowych. Frankowicze, słuchając tych wypowiedzi, często niezwykle krytycznych wobec ich pełnomocników prawnych, zaczęli się zastanawiać, jakie są faktyczne plany Ministerstwa: czy chodzi o to, by pozbawić kredytobiorców tych odsetek?
Niepokój konsumentów był zresztą podsycany przez niektórych prawników, wieszczących, że ustawa (tak jak wspomniany wcześniej wyrok w sprawie C-396/24) stanowić będzie powrót do teorii salda. Przyczyną kreślenia przez ekspertów prawnych takiego scenariusza były niektóre zapisy obecne w projekcie, dotyczące m.in. łączenia postępowań, a także możliwości zgłaszania przez bank zarzutu potrącenia, nawet na zaawansowanym etapie postępowania w sądzie II instancji.
Przed kilkoma dniami Ministerstwo Sprawiedliwości upubliczniło nową wersję projektu ustawy frankowej. Z ustawy w całości wypadł artykuł 7, dotyczący łączenia postępowań na wniosek banku. Zamiast tego rozwiązania resort proponuje bankowi, pozwanemu o nieważność umowy, złożenie powództwa wzajemnego. Propozycje legislacyjne dotyczące zarzutu potrącenia pozostają aktualne, przy czym projektodawca postanowił jasno odnieść się do obaw konsumentów dotyczących korzyści odsetkowych i podkreślił, że nie zamierza ingerować w tę kwestię, jak i w rozliczenia stron zgodne z teorią dwóch kondykcji. Z zapewnień Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że priorytetem pozostaje wdrożenie rozwiązań legislacyjnych z poszanowaniem orzecznictwa TSUE.
Wygląda więc na to, że rządzący chcą ograniczać korzyści kredytobiorców na odsetkach ustawowych za opóźnienie poprzez dążenie do usprawnienia procesów sądowych, a nie poprzez ingerowanie w aspekty materialnoprawne rozliczeń nieważnej umowy. A na takie podejście rządzących kredytobiorcy z pewnością się nie obrażą.
Czy w świetle najnowszych „frankowych zagrożeń” ugoda staje się lepszą opcją niż proces?
Choć rzeczywiste zamiary resortu sprawiedliwości wobec frankowiczów powoli się wreszcie klarują, nie można winić kredytobiorców za to, że po miesiącach dezinformacji wciąż są nieufni wobec strony rządowej (o bankach nawet nie wspominamy – nieufność wobec ich przekazu jest czymś zupełnie naturalnym). Niektórzy kredytobiorcy są już zmęczeni emocjami, jakie generuje posiadanie aktywnej hipoteki frankowej i coraz intensywniej zastanawiają się, co z nią zrobić. Ci, którzy jeszcze nie wystąpili z pozwem, rozważają, co będzie dla nich lepsze: pozew czy ugoda? Z kolei frankowicze, którzy są już stroną toczącego się postępowania o nieważność i zapłatę, analizują kolejne otrzymywane oferty ugodowe banku, dostrzegając przy tym, że pozwany podmiot występuje wobec nich z coraz korzystniejszymi propozycjami.
Niepewność co do ostatecznego kształtu ustawy frankowej, skutków jakie wywoła, a także co do tego, jak na krajowe orzecznictwo wpłynie czerwcowy wyrok TSUE, może skłaniać część frankowiczów do podpisania porozumienia z bankiem. Czy ugoda to zawsze złe rozwiązanie? Oczywiście nie. Zawarcie porozumienia może się opłacać, ale pod warunkiem, że jego skutki prawne i finansowe będą zbliżone do następstw unieważnienia umowy. Taką ugodę da się wynegocjować, tyle że nie samodzielnie – niezbędna jest tu pomoc doświadczonego pełnomocnika prawnego, ściśle wyspecjalizowanego w kwestionowaniu abuzywnych klauzul przeliczeniowych i mającego doświadczenie w mediacjach z bankami.
Kiedy warto zawrzeć ugodę z bankiem, a kiedy należy szczególnie uważać?
Czy warto zawierać ugodę, gdy bank oferuje tylko anulowanie reszty długu, bez zwrotu nadpłaty? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie – oczywiście zależy, ile kredytobiorca zdążył nadpłacić ponad kwotę użyczonego mu kapitału. Jeśli jest to wartość symboliczna i jednocześnie nie zapowiada się, aby proces miał szybko się skończyć, przystanie na taką propozycję może okazać się dobrą opcją, zwłaszcza gdy kredytobiorca źle znosi stres związany z otwartym postępowaniem sądowym. W innych przypadkach – zwłaszcza wtedy, gdy propozycje ugodowe banku nijak się mają do obecnego otoczenia orzeczniczego – lepszym rozwiązaniem jest kontynuowanie procesu.
Podejmując decyzję o ugodzie, kredytobiorca powinien upewnić się, że roszczenie banku o zwrot kapitału nie jest przedawnione. To istotne zwłaszcza w przypadku tych kredytobiorców, u których wystąpiła dłuższa przerwa pomiędzy wysłaniem bankowi reklamacji (czy przedsądowego wezwania do zapłaty) a złożeniem pozwu sądowego o nieważność. Przykładowo, jeżeli kredytobiorca już w 2018 roku reklamował swoją umowę z tytułu obecnych w niej klauzul przeliczeniowych, pozew złożył w roku 2021, a bank odpowiedział kontrpowództwem w roku 2023, sąd może uznać, że termin przedawnienia roszczeń przedsiębiorcy zaczął swój bieg w momencie otrzymania reklamacji. A w takim scenariuszu roszczenie banku przedawniło się pod koniec 2021 roku. Bank spóźnił się więc blisko dwa lata z upomnieniem się o zwrot pieniędzy.
W takim przypadku kredytobiorca może wywalczyć dla siebie już nie tylko zwrot świadczenia nienależnego wraz z odsetkami za lata procesu. Może wręcz doprowadzić do tego, że bank nie będzie w stanie wyegzekwować od niego zwrotu kapitału. Tacy kredytobiorcy muszą być szczególnie czujni wobec propozycji ugodowych składanych przez banki – do instytucji kredytowych powoli zaczyna docierać zagrożenie związane z przedawnieniem, są zatem zdeterminowane do wyeliminowania go za pomocą dobrowolnych porozumień. Dlatego decyzję o zawarciu z bankiem ugody zawsze warto skonsultować z prawnikiem, bez względu na to, czy spór jest na etapie przedprocesowym, czy został już zarejestrowany w sądzie.
PODSUMOWANIE:
Sytuacja frankowiczów, którzy są zaangażowani w spory sądowe przeciwko bankom, jest stabilna i bezpieczna. Okazuje się bowiem, że Ministerstwo Sprawiedliwości nie zamierza pozbawiać ich odsetek ustawowych za opóźnienie, a jedynie dąży do skrócenia procesów sądowych. Kredytobiorcy będą w różny sposób zachęcani do zawierania ugód, także przez same banki, ale równolegle wciąż będą mieli swobodę wyboru preferowanego rozwiązania sporu.
Frankowicze nie muszą się też obawiać zmiany podejścia TSUE do kwestii rozliczeń nieważnej umowy. Wbrew propagandzie kolportowanej przez banki, Trybunał nadal stoi na straży interesów konsumentów i kolejnymi stanowiskami potwierdza to, co wiemy już z wyroków wydanych w latach ubiegłych.
W 2025 roku frankowicze nie muszą obawiać się przewlekłości postępowań w sądach II instancji. Nie tylko ze względu na należne im korzyści odsetkowe, ale również ze względu na szybko rosnący wskaźnik opanowania wpływu i plany Ministerstwa Sprawiedliwości dotyczące usprawnienia postępowań.
Jednocześnie kredytobiorcy muszą być przygotowani na kolejne bankowe próby manipulowania wyrokami TSUE, uchwałami SN, wypowiedziami przedstawicieli resortu sprawiedliwości – to jedyne, co w obecnej sytuacji pozostało sektorowi bankowemu. Nie ma on szans na zmianę orzeczniczą czy na dogadanie się z rządzącymi w sprawie ustawowego przewalutowania kredytów frankowych na złotówki. A ponieważ banki chcą zawierać z frankowiczami kolejne ugody, eliminując w ten sposób ryzyko prawne z aktywnych umów, będą starały się zasiać w kredytobiorcach wątpliwości dotyczące sensu procesowania się.
Tak, jak robiły to w latach ubiegłych, tylko znacznie agresywniej.



