Końcówka roku przynosi nam zaskakujące wieści z sektora bankowego: otóż bankowcy, początkowo zachwyceni projektem ustawy frankowej i gorliwie zachęcający rządzących do jak najszybszego wprowadzenia nowych zapisów w życie, zaczęli się nagle obawiać o zgodność tych propozycji z unijnym prawem. Chodzi zarówno o bankową reinterpretację wyroku w sprawie Lubreczlik, jak i o orzeczenia, które mogą dopiero nadejść. Bankowcy oczywiście nie byliby sobą, gdyby nie podsunęli rządowi gotowego, jakże sprytnego rozwiązania dla powstałych trudności. Otóż ich zdaniem projekt wymaga drobnych poprawek, a najważniejsza z nich dotyczy… zadekretowania teorii salda jako prawidłowej metody rozliczeń stron nieważnej umowy frankowej. O czym świadczy zuchwała oferta banków? Czy to dowód na to, że czują się zbyt pewnie w relacjach z obozem władzy? A może to po prostu kolejne potwierdzenie desperacji panującej w sektorze, wywołanej między innymi wyrokiem w sprawie C-746/24?
Z tekstu dowiesz się:
- Dlaczego banków nie zadowala już pomysł wydłużenia terminu na zgłoszenie potrącenia wzajemnych wierzytelności
- Czy obóz rządzący ma realne szanse na wprowadzenie ustawy frankowej w życie jeszcze w tym roku
- Czyje krytyczne stanowisko w sprawie projektu ustawy frankowej powinno szczególnie zainteresować rządzących
- Czy istnieje sensowny sposób na szybkie zamknięcie frankowej sagi – bez wprowadzania ustawy i większych reform w sądownictwie.
Oczekiwania bankowców wobec ustawy frankowej rosną: wydłużenie terminu na zgłoszenie potrącenia i „zniżka” na usługi sądów to za mało?
Rządzący właśnie przekonują się o tym, jakie następstwa generuje negocjowanie ze środowiskiem wielkich korporacji. Uczy ich tego przykład projektu ustawy frankowej, który – jak do tej pory – przyniósł obecnej władzy więcej szkód niż pożytku. Przede wszystkim ukazał brak umiejętności tworzenia zapisów legislacyjnych, które byłyby zgodne z unijnym prawem (w tym z dyrektywą 93/13), a nawet z Konstytucją RP.
Działania rządzących utwierdziły Polaków w przekonaniu, że znacznie większą siłę przebicia w kontakcie z ustawodawcą mają przedstawiciele instytucji finansowych niż strona konsumencka. Prace nad ustawą stały się krytycznym testem wizerunkowym dla samych urzędników – w tym dla pełnomocniczki ministra sprawiedliwości ds. ochrony praw konsumenta, która na początku 2024 roku była witana przez frankowiczów z uznaniem i sympatią, a dziś przez wielu z nich uważana jest za zdrajczynię interesów konsumenckich.
W walce o uchwalenie ustawy frankowej rządzący utracili wiele, przede wszystkim na wiarygodności, i jednocześnie nie zyskali nic – nawet wdzięczności samych banków. Te, po pierwszych pozytywnych recenzjach projektu, wysłały do Marszałka Sejmu, Włodzimierza Czarzastego, dokument z uwagami dotyczącymi zapisów ustawy. Pod dokumentem podpisał się prezes Związku Banków Polskich, Tadeusz Białek, który bardzo często reprezentuje sektor w sprawach wysokiej rangi, dotyczących kwestii kredytów frankowych.
W odezwie do Sejmu bankowcy nie koncentrują się już na mocnych, z ich punktu widzenia, postanowieniach zawartych w projekcie, takich jak wydłużenie terminu na zgłoszenie potrącenia i złożenie powództwa wzajemnego czy zwrot połowy opłaty sądowej w przypadku cofnięcia pozwu, apelacji lub skargi kasacyjnej. Dość nieoczekiwanie wskazują na niezgodność niektórych projektowanych rozwiązań z… wyrokiem TSUE w sprawie Lubreczlik, a także z aktualnym orzecznictwem Sądu Najwyższego (chodzi o orzeczenia wydawane przez sędziów nominowanych przed 2018 rokiem, nierespektujących postanowień uchwały frankowej, podjętej przez neo-sędziów).
Teoria salda może uchronić banki przed negatywnymi skutkami wyroku C-746/24. Sektor boi się, że zostanie sam z kosztami tysięcy pozwów o kapitał?
Pismo Związku Banków Polskich do Marszałka Sejmu zostało wysłane 20 listopada 2025 roku, czy na tydzień przed wyrokiem Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawie C-746/24, który, jak przypuszczamy, tylko zintensyfikuje działania propagandowe bankowców, obmierzone na wywołanie chaosu informacyjnego. Dlaczego?
W wyroku C-746/24 TSUE w sposób jednoznacznie negatywny wypowiedział się o praktyce polegającej na obciążaniu kredytobiorcy nadmiernymi kosztami przegranego procesu o zwrot kapitału, jeśli ów proces został przez bank wytoczony w odpowiedzi na pozew o nieważność i/lub zapłatę, który zakończył się uznaniem przez sąd umowy kredytowej za abuzywną i w konsekwencji nieważną.
Chodzi o dysproporcję pomiędzy opłatą za wniesienie pozwu ponoszoną przez konsumenta a tą ponoszoną przez bank. Konsument za pozwanie banku o nieważność abuzywnej umowy frankowej nie zapłaci więcej niż 1000 zł. Bank, pozywając konsumenta o zwrot kapitału, musi wnieść opłatę wynoszącą 5 procent od wartości przedmiotu sporu.
Ponieważ banki w wielu przypadkach są w stanie dowieść, że zwrot kapitału jest im należny, frankowicze przegrywają takie procesy, co bardzo często wiąże się z obciążeniem ich kosztami postępowania sądowego. Z tego względu eksperci prawni reprezentujący stronę konsumencką nazywają takie pozwy SLAPP-ami (od angielskiego Strategic Lawsuit Against Public Participation) i wskazują, że powództwa banków służą jedynie zastraszeniu konsumentów i zniechęceniu ich do dochodzenia roszczeń na drodze sądowej.
Oczywiście banki upierają się, że te pozwy są niezbędne, chociażby celem wstrzymania biegu przedawnienia roszczeń, prawda jest jednak taka, że od początku sporu frankowego sektor ma do dyspozycji narzędzie pozwalające odzyskać kapitał kredytu bez inwestowania środków w odrębny pozew sądowy. Chodzi oczywiście o potrącenie, do skorzystania z którego rządzący muszą nakłaniać sektor przy pomocy ustawy i kusić jego przedstawicieli zwrotem połowy opłaty za pozew w przypadku jego cofnięcia.
Rozwiązania o charakterze procesowym to zbyt mało, by zadowolić banki. Potrzebna jest ingerencja w kwestie materialnoprawne
Wracając do listu ZBP do Marszałka Sejmu, prezes Związku bardzo szybko przechodzi od ogółu do szczegółów i zwraca uwagę, że zagadnienia związane z potrąceniem są przedmiotem kilku sporów toczących się przed TSUE. Zdaniem ZBP kontynuowanie prac nad projektem w jego bieżącym kształcie grozi wprowadzeniem przepisów sprzecznych z przyszłym orzecznictwem Trybunału. Bankowcy najwidoczniej spodziewają się, że przyszłe orzeczenia TSUE w kwestii potrącenia będą dla nich korzystne, bo sugerują w piśmie, że wprowadzenie krajowych przepisów niezgodnych z wyrokami Trybunału pozwoli im na powoływanie się na unijne orzecznictwo celem… uzyskania naprawienia poniesionej szkody.
Nie mamy słów, by to skomentować.
Prezes ZBP nie daje nam na to zresztą szansy, bo formułuje względem ustawodawcy tak kuriozalne roszczenia, że widmo przyszłych orzeczeń TSUE szybko schodzi na boczny tor.
Jak dowiadujemy się z pisma ZBP, sektor bankowy domaga się od rządzących wprowadzenia rozwiązań, których charakter nie będzie tylko procesowy, a które ingerować będą w kwestie materialnoprawne. Krótko mówiąc, banki postulują, by ustawa frankowa zawierała wprost odwołanie do teorii salda jako metody właściwej do rozliczania stron nieważnej umowy kredytowej.
Wprowadzenie takiego rozwiązania oznaczałoby oczywiście, że strony będą rozliczane w ramach tego samego postępowania sądowego. Teoria salda miałaby być stosowana we wszystkich sporach frankowiczów z bankami, oczywiście za wyjątkiem tych postępowań, które znalazły swój prawomocny finał przed wejściem w życie ustawy.
Po co bankom teoria salda? Czy wydłużenie terminu na zgłoszenie potrącenia nie da tego samego efektu?
Warto się zastanowić, dlaczego bankowcom tak bardzo zależy na zadekretowaniu teorii salda, skoro na stole leży już bardziej cywilizowana opcja, polegająca na wydłużeniu terminu na zgłoszenie potrącenia. Dlaczego potrącenie nie satysfakcjonuje banków tak, jak teoria salda, skoro tak samo prowadzi do rozliczenia kapitału kredytu w tym samym postępowaniu, w którym kredytobiorca walczy o zwrot świadczenia nienależnego i uznanie umowy za nieważną?
W naszej ocenie może chodzić o dwie kwestie. Po pierwsze, podniesienie zarzutu potrącenia wymagałoby od banku przyznania, że roszczenie kredytobiorcy wskazane powództwem jest zasadne – najkrócej rzecz ujmując, że umowa kredytowa jest nieważna. Gdyby zastosowanie teorii salda było ustawowym następstwem unieważnienia umowy, banki miałyby ten problem z głowy. Nie musiałyby przyznawać, że wprowadziły do obrotu wadliwą umowę, narażającą kredytobiorcę na niczym nieograniczone ryzyka.
Drugi powód może być nawet ważniejszy. Automatyczne zastosowanie rozliczeń saldem zminimalizowałoby ryzyka związane z przedawnieniem roszczeń. Jeśli bank podniesie zarzut potrącenia w sporze z kredytobiorcą, sąd powinien zbadać zasadność tego zgłoszenia, poprawność zgłoszonej kwoty i to, czy zostało ono złożone w terminie. Sytuację komplikować może postawa kredytobiorców, którzy w odpowiedzi na oświadczenie o potrąceniu w wielu przypadkach podnoszą zarzut przedawnienia, argumentując, że bank zbyt późno upomniał się o zwrot kapitału i w związku z tym nie może skorzystać z potrącenia.
Co innego, jeśli Sejm zadekretuje teorię salda – wówczas znaczna część środowiska sędziowskiego może uznać, że rozliczenia stron w jednym postępowaniu powinny być automatyczne. Kredytobiorcy mogą stracić na takim rozwiązaniu na trzy sposoby:
- poprzez nieotrzymanie odsetek ustawowych za opóźnienie, liczonych od pełnej kwoty roszczenia zgłoszonej w pozwie o zapłatę
- poprzez brak możliwości skontrolowania tego, czy bank upomniał się o zwrot kapitału w ustawowym terminie
- poprzez niezasądzenie na ich rzecz kosztów zastępstwa procesowego (sąd, w przypadku oddalenia części roszczenia kredytobiorcy o zapłatę, może znieść koszty procesowe dla stron).
Wobec tych informacji jasne staje się, że teoria salda nie może zyskać aprobaty TSUE, przynajmniej nie w zakresie rozliczeń konsumenta z bankiem. W perspektywie kilkunastu miesięcy frankowicze zyskają pewność co do stanowiska Trybunału – pytania prejudycjalne dotyczące teorii salda i odsetek ustawowych za opóźnienie zostały wysłane do Luksemburga pod koniec lipca br. (sygnatura tej sprawy to C-510/25). Biorąc pod uwagę dotychczasowe tempo orzecznicze TSUE, można się spodziewać, że wyrok zostanie wydany jeszcze w 2026 roku.
To, że banki stają się coraz bardziej bezczelne w swoich roszczeniach jest winą rządzących… i mediów głównego nurtu
Dlaczego banki uważają, że mogą dyktować projektodawcy i Sejmowi, co powinno znaleźć się w specustawie? Jeśli się nad tym głębiej zastanowimy, dojdziemy do wniosku, że strategia banków musiała pójść w tę stronę. Bankowcy od wielu miesięcy spotykają się z bardzo pobłażliwym traktowaniem przez przedstawicieli strony publicznej – mamy tu na myśli zarówno Ministerstwo Sprawiedliwości (między innymi w kwestii ustawy frankowej), jak i Rzecznika Finansowego (w kwestii klauzul zmiennego oprocentowania powiązanych ze stawką WIBOR). Krytykowana jest z kolei postawa strony konsumenckiej, a zwłaszcza reprezentujących ją kancelarii – nie może zatem dziwić, że bankowcy uznali, iż jest to najlepszy moment do zawalczenia o dodatkowe przywileje.
Być może stałoby się inaczej, gdyby media (i sama strona rządowa) poświęciły więcej uwagi opiniom Rzecznika Praw Obywatelskich, który przed kilkoma dniami zgłosił kolejne wątpliwości dotyczące ustawy frankowej. Zdaniem RPO, przepisy pozwalające bankowi na skorzystanie z zarzutu potrącenia w końcowej fazie postępowania przed sądem II instancji mogą być sprzeczne z zapisami Konstytucji RP, podobnie jak rozwiązanie polegające na wprowadzeniu jednoosobowych składów orzekających w apelacjach.
Rzecznikowi Praw Obywatelskich wyraźnie nie spodobał się pomysł projektodawcy polegający na zwracaniu bankowi połowy opłaty za cofnięty pozew lub apelację. RPO wskazuje na potencjalną sprzeczność tych zapisów ze skutkiem odstraszającym unijnej dyrektywy 93/13. Radzi też, by ów przepis znajdował zastosowanie wyłącznie w przypadku konsumentów. Naszym zdaniem uwagi RPO powinny mieć dla rządu kluczowe znaczenie, ponieważ urząd ten nie jest w żaden sposób zaangażowany w konflikt pomiędzy stronami. Niestety, projektodawca zdaje się odporny na ten głos rozsądku – poprzednie uwagi RPO, zgłoszone w I kwartale br., zostały w większości pominięte, a te, które uwzględniono, nie będą miały większego przełożenia na sytuację procesową konsumentów.
W tym miejscu chcemy podkreślić, że strona publiczna bardzo często bagatelizuje również merytoryczną krytykę pochodzącą od strony kancelarii frankowych, sugerując przy tym, że podmioty te bronią w ten sposób swojego, niezwykle zyskownego, modelu biznesowego. Tego rodzaju niestosowne, nieprofesjonalne uwagi padły kilkukrotnie z ust pełnomocniczki ministra sprawiedliwości ds. ochrony praw konsumenta. Wiewiórowskiej wtórował zresztą sam minister Waldemar Żurek, w wyraźnie negatywny sposób odnoszący się do rzekomych przeciwników projektu – z kontekstu jasno wynika, o kogo chodzi (video zostało udostępnione na profilu X dr Wiewiórowskiej-Domagalskiej).
Kancelarie prawne nie ograniczają się do krytyki ustawy frankowej. Zgłaszają własne pomysły na udrożnienie sądów, ale rząd nie słucha
Gdyby kancelarie prawne zgłaszały wyłącznie negatywne uwagi, nie proponując od siebie sensownych środków zaradczych na problem powstały w sądach, a związany z masowym napływem spraw frankowych, być może krytyka tego środowiska byłaby w jakimś stopniu uzasadniona. Prawda jest jednak taka, że pełnomocnikom frankowiczów tak samo jak ich klientom zależy na tym, by sprawy toczyły się szybciej. Podejdźmy do tego już nawet nie od strony etyki, a logiki: jaki sens ma przedłużanie postępowań, skoro odłożenie w czasie prawomocnego wyroku w sprawie oznacza również dłuższe oczekiwanie na wypłatę honorarium?
Rządzący w swojej argumentacji powołują się na kwestię odsetek za opóźnienie, które są w tych sprawach wyższe niż na jakiejkolwiek lokacie. Zapominają przy tym, że odsetki są należne frankowiczom, a nie ich pełnomocnikom prawnym. Zakładając nawet, że odsetki te powiększają łączną korzyść konsumenta, od której następnie naliczana jest premia za sukces, podkreślić trzeba, że są to środki zawieszone w próżni, które zostaną wypłacone kiedyś, w bliżej nieokreślonym czasie. A przecież rachunki za prowadzenie biura i koszty prowadzenia działalności trzeba opłacić tu i teraz… inaczej będzie trzeba uregulować powstałą zaległość, tyle że wraz z wysokimi odsetkami (czyli zrobić to, przed czym banki bronią się przy pomocy teorii salda).
Co więc proponują renomowani prawnicy, celem jak najszybszego odciążenia polskich sądów? Cóż, aby osiągnąć wymierne rezultaty, rządzący muszą przestać traktować bankowców jak dzieci, które trzeba zachęcić do nauki. Konieczne jest przyjęcie przez obóz władzy do wiadomości, że banki są kierowane nie przez młodzież w okresie buntu, tylko przez dorosłych, wykształconych ludzi, których sprzeciw wobec określonych rozwiązań jest podyktowany chłodną kalkulacją i pragmatyzmem. Banki będą bawić się w legislacyjne przeciąganie liny, aż rząd powie stop i zacznie grać z sektorem na ostro.
Głównym elementem nowej strategii mogłoby być przede wszystkim obciążenie banków adekwatną opłatą sądową za przegranie sporu o nieważność i zapłatę. Ponieważ kredytobiorcy korzystają z preferencyjnej opłaty, nieprzekraczającej 1000 zł, bank nie obawia się kosztów przegranej, ponieważ nie będą one dotkliwe. Gdyby bank musiał w takim przypadku uiścić opłatę w wysokości 5 proc. wartości przedmiotu sporu, prawdopodobnie zrobiłby wiele, by zakończyć spór z klientem już w sądzie I instancji. Zwolennikiem takiego rozwiązania jest między innymi dr Jacek Czabański, adwokat reprezentujący frankowiczów w sporach z bankami.
Mecenas Czabański, w najnowszej analizie opublikowanej na łamach Forbes, wyjaśnia też, że teoria salda wpłynie na osłabienie ochrony konsumenta, chociażby z uwagi na ograniczenie należnej mu korzyści z tytułu odsetek ustawowych za opóźnienie. Adwokat daje jasno do zrozumienia, że banki znają koszt pieniądza w czasie, wiedzą zatem, ile można zarobić na opóźnieniu o całe lata zwrotu świadczenia nienależnego. Pozbawienie konsumenta odsetek ustawowych za zwłokę mecenas Czabański poczytuje jako próbę obciążenia tegoż konsumenta kosztami inflacji, wskazuje też, że takie rozwiązanie generuje dla sektora dodatkowe zyski, przez wzgląd na przewlekłość postępowań.
Rządzący mają jeszcze trochę czasu do namysłu nad ostatecznym kształtem ustawy. Obecnie projekt jest przedmiotem prac w sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka. Najprawdopodobniej nie zostanie poddany pod głosowanie w Sejmie w bieżącym roku. Frankowicze powinni spodziewać się powrotu ustawy frankowej do Sejmu (i na czołówki dużych tytułów) w I kwartale 2026 roku.
PODSUMOWANIE:
Banki nie są wdzięczne rządzącym za zaprojektowanie antykonsumenckiej ustawy frankowej. A przynajmniej nie na tyle, by zaakceptować jej postanowienia w bieżącym kształcie. Sektor radykalizuje się w swoich przekonaniach i chce, by projektodawca zmienił projekt pod dyktando i potrzeby banków. Proponuje rządowi bardzo ryzykowne rozwiązanie, polegające na zadekretowaniu teorii salda jako zalecanej metody w rozliczeniach nieważnych umów kredytowych.
Bankowcy epatują fałszywą troską o przyszłą zgodność ustawy z nadchodzącymi wyrokami TSUE. Tak naprawdę jednak boją się, jakie stanowisko zaprezentuje Trybunał w kolejnych sprawach znajdujących się na unijnej wokandzie. Banki wolą więc, by odpowiednie zapisy, chroniące sektor przed przedawnieniem roszczeń i gigantycznymi kosztami odsetkowymi, zostały uchwalone, nim kolejne ryzyka zmaterializują się, pociągając za sobą potrzebę zaksięgowania dodatkowych miliardów tytułem frankowej rezerwy.



