Nie tak dawno pisaliśmy o sprawach dotyczących sankcji kredytu darmowego, które znikają z wokandy TSUE w wyniku uznawania przez banki roszczeń powodów. Teraz z bardzo podobną sytuacją mamy do czynienia w przypadku… spraw o hipoteki mieszkaniowe oparte o wskaźnik WIBOR. Na początku 2025 roku Sąd Rejonowy w Przemyślu, rozpatrujący spór kredytobiorcy z bankiem, wysłał do TSUE dwa pytania prejudycjalne odnoszące się do ryzyka związanego ze stawką WIBOR oraz obowiązku informacyjnego ciążącego na banku względem kredytobiorcy. Okazuje się, że ta sprawa najprawdopodobniej nie trafi przed oblicze Trybunału, ponieważ… pozwany ING Bank Śląski doszedł do porozumienia ze swoim klientem, co kończy spór przed krajowym sądem. Jak bardzo sektor musi obawiać się skutków unijnych wyroków, skoro jego przedstawiciele są gotowi na tak desperackie kroki? Banki doskonale zdają sobie sprawę co im grozi jeśli wyrok TSUE nie będzie dla nich korzystny – pamiętają co się działo po wyrokach TSUE w sprawach frankowiczów.
- Sąd Rejonowy w Przemyślu jest drugą (po Sądzie Okręgowym w Częstochowie) jednostką, która skierowała do TSUE pytania prejudycjalne odnoszące się do stawki referencyjnej występującej w złotowych kredytach mieszkaniowych
- Z jednej strony banki zapewniają, że roszczenia złotówkowiczów są absurdalne i nie mają szans na utrzymanie się w sądach, z drugiej jednak usilnie starają się storpedować postępowania o WIBOR i SKD toczące się przed Trybunałem Sprawiedliwości UE
- W środowisku sędziowskim zaczyna być widoczna irytacja: orzecznicy zauważają instrumentalne podejście bankowców do prawa i niekoniecznie chcą tańczyć, jak się im zagra
- Czy banki będą godzić się z każdym klientem, którego sprawa trafi na unijną wokandę? A może po prostu grają na czas, czekając na spadek stóp procentowych lub… zmianę prawa?
Sąd Rejonowy w Przemyślu wysłał do TSUE pytania o WIBOR. Odpowiedź najprawdopodobniej nie nastąpi
Niedługo minie rok, od kiedy Sąd Okręgowy w Częstochowie skierował do TSUE cztery pytania prejudycjalne poruszające zagadnienia związane ze stawką referencyjną WIBOR oraz obowiązkiem informacyjnym, który spoczywa na bankach względem konsumentów. Najważniejsze pytanie brzmi, czy sądy krajowe mogą w ogóle badać klauzule zmiennego oprocentowania powiązane z WIBORem – odpowiedź twierdząca otworzyłaby kredytobiorcom drogę do podejmowania na szerszą skalę prób obalenia stawki w wykonywanych umowach.
Rozprawa w sprawie zarejestrowanej w Luksemburgu pod sygnaturą C-471/24 została wyznaczona na 11 czerwca 2025 roku. Mało prawdopodobne, by w tak ważnej, precedensowej sprawie TSUE zdecydował się od razu wydać wyrok – niewykluczone, że wpierw będzie chciał usłyszeć opinię swojego Rzecznika Generalnego.
W I kwartale 2025 roku kolejny odważny sędzia zdecydował się na wystosowanie do Trybunału zapytań dotykających kwestii umów „wiborowych”.
Czego dotyczą pytania prejudycjalne Sądu Rejonowego w Przemyślu?
Pytania są dwa. Pierwsze dotyczy tego, czy jest możliwe uznanie warunku umownego za nieuczciwy jedynie z takiego powodu, że w odniesieniu do zmiennego oprocentowania odsyła do wskaźnika referencyjnego, kształtowanego przez podmiot trzeci, niebędący pod instytucjonalnym nadzorem, przy jednoczesnym założeniu, że na wysokość tego wskaźnika bezpośredni wpływ ma sam kredytodawca.
Drugie pytanie dotyczy tego, czy przedsiębiorca ma obowiązek poinformowania kredytobiorcy o potencjalnym ryzyku ekonomicznym, które wiąże się z brakiem właściwych regulacji w prawie krajowym dotyczących nadzoru nad podmiotem kształtującym wysokość stawki referencyjnej, na podstawie której wyznaczana jest wysokość zobowiązania po stronie konsumenta.
Sprawę zarejestrowano w Luksemburgu pod sygnaturą C-243/25. Sygnatura krajowej sprawy, która była bodźcem dla przemyskiego sądu do zadania tych pytań, to I C 847/23. Pozwanym w sprawie jest ING Bank Śląski.
Warto dodać, że w uzasadnieniu sąd odsyłający powołał się m.in. na głośną sprawę rozpatrzoną przez Sąd Okręgowy w Suwałkach, w której doszło do unieważnienia hipotecznego kredytu w PLN opartego o zmienne oprocentowanie wg stawki WIBOR. Suwalski wyrok wciąż jest nieprawomocny.
Bank dogadał się z kredytobiorcą, by nie dopuścić do wydania wyroku TSUE? To nie byłby pierwszy raz
Kredytobiorcy, którzy – po podaniu przez media informacji o kolejnych pytaniach prejudycjalnych dotyczących hipotek złotowych – liczyli na przełom w sprawie WIBORu, nie będą usatysfakcjonowani rozwojem tego postępowania. Okazuje się, że ING Bank Śląski porozumiał się z kredytobiorcą, który wytoczył powództwo, a postępowanie w sprawie zostało umorzone, o czym poinformował rzecznik pozwanego podmiotu. Jak nietrudno się domyślić, bank wyśle informację o umorzeniu krajowego postępowania bezpośrednio do TSUE – intencja jest oczywista: chodzi o to, by Trybunał zdjął sprawę z wokandy w związku z zakończeniem sporu na arenie krajowej.
Zawarcie porozumienia w tej sprawie najprawdopodobniej nie było dla banku szczególnie kosztowne (w porównaniu do konsekwencji, jakie mógłby wywołać unijny wyrok). Kredytobiorca będący powodem w sprawie zaciągnął swoje zobowiązanie hipoteczne w 2007 roku. Pożyczył od banku kwotę ponad 82 tys. zł – swój kredyt miał spłacać do 2033 roku.
Co ciekawe, kredytobiorca w sporze sądowym nie był reprezentowany przez profesjonalnego pełnomocnika prawnego. Nie żądał też eliminacji umowy z obrotu czy wykreślenia stawki WIBOR z umowy i oprocentowania kredytu samą marżą banku. Roszczenie było bardzo wyważone: powód chciał jedynie, by sąd uznał postanowienie umowne odnoszące się do zmiennego oprocentowania opartego o WIBOR 6M + stałą marżę wynoszącą 1 proc. za niedozwolone, a zatem i niewiążące go jako konsumenta.
Skutkiem miało być uznanie umowy za oprocentowaną zgodnie ze stałą stopą wynoszącą 6,56 proc. (już z uwzględnieniem marży banku). Tyle wynosiło oprocentowanie kredytu w momencie zawierania przez strony spornej umowy.
Nie są znane warunki, na jakich strony doszły do porozumienia. Nie wiadomo więc, czy bank uznał roszczenie kredytobiorcy w całości, czy zaproponował mu ugodę, oferując tylko częściowe ustępstwa. Absolutnie nie zdziwiłoby nas, gdyby ING Bank Śląski przystał na wariant wskazany przez klienta w powództwie – stawka wynosząca 6,56 proc. wciąż pozwoli bankowi zarobić na spornej umowie, i to całkiem sporo.
Nie zapominajmy, że pomiędzy jesienią 2014 a końcówką 2021 roku stopa referencyjna nie przekraczała 2 proc. – w wielu okresach była zresztą dużo niższa, a kredytobiorca chce, by jego umowę traktować jako stałoprocentową, co w tym konkretnym przypadku stanowi dla banku wcale nie najgorszy deal.
Przypominamy: w imieniu kredytobiorcy nie występował w sądzie profesjonalny pełnomocnik – naszym zdaniem to wielka szkoda, bo wkład doświadczonego prawnika byłby w tym przypadku nieoceniony. Jesteśmy przekonani, że wytłumaczyłby on klientowi, dlaczego zamiana obecnego zobowiązania na oprocentowane stałą stawką wynoszącą 6,56 proc. nie jest korzystnym rozwiązaniem. Z całą pewnością zaproponowałby też sensowniejszą alternatywę – np. polegającą na oprocentowaniu kredytu samą marżą. Pytanie, czy wówczas bank również zdecydowałby się na zawarcie porozumienia?
W tym miejscu warto przypomnieć, że taktyka banków polegająca na godzeniu się z klientem w sprawach, w których doszło do zadania pytań prejudycjalnych Trybunałowi Sprawiedliwości UE, nie jest tak do końca nowa. Bardzo podobnie banki działają również w kwestii sankcji kredytu darmowego – w odniesieniu do niej sądy zadały TSUE kilkukrotnie więcej pytań niż w nawiązaniu do WIBORu. Bankowców najbardziej niepokoją pytania o legalność (w świetle dyrektywy 93/13) praktyki polegającej na kredytowaniu kosztów kredytu, takich jak np. prowizje, i pobieraniu z tego tytułu odsetek. Przedstawiciele sektora w rozmowach z mediami z uporem twierdzą, że w tej praktyce nie ma nic złego czy niezgodnego z prawem. Realia pokazują, że bankowcy nie chcą weryfikować swoich twierdzeń przed unijnym sądem.
Santander Bank chciał uniknąć unijnego postępowania poprzez uznanie powództwa. Sąd nie dał się na to nabrać
Chyba najgłośniejszym przypadkiem uznania przez bank roszczeń kredytobiorcy dotyczących sankcji kredytu darmowego jest ten z Łodzi. Santander Bank Polska, będący pozwanym w sprawie, uznał roszczenie powoda pod koniec stycznia 2025 roku, o czym media poinformowały kilka tygodni później. Wcześniej organ krajowy rozpatrujący spór stron (Sąd Rejonowy w Łodzi) skierował pytania w tej sprawie do Trybunału. Nietrudno odczytać intencje pozwanego: bankowi zależy na tym, by TSUE nie wydał wyroku w sprawie.
Sąd okazał się jednak bardziej dociekliwy, niż spodziewali się tego bankowcy: uznał, że owszem, przychyli się do wniosku pozwanego o uznanie powództwa kredytobiorcy, jednak dopiero po uzyskaniu odpowiedzi TSUE na zadane pytania prejudycjalne. Sąd w naszej opinii słusznie doszedł do wniosku, że wpierw musi sprawdzić, czy uznanie powództwa nie będzie w tych okolicznościach kolidować z zasadami współżycia społecznego, a także czy celem banku nie jest obejście prawa.
Sędziowie mają już dość cwaniactwa bankowców? Sektor balansuje na cienkiej linie…
Im dłużej obserwujemy brawurowe poczynania banków w sądach (tak w odniesieniu do spraw o SKD, jak i tych o WIBOR), tym silniejsze mamy przeczucie, że przedstawiciele sektora przejadą się na tym podejściu. Sędziowie to inteligentni ludzie, którzy nie lubią, gdy ktoś traktuje sprawowany przez nich urząd w sposób instrumentalny.
Sformułowanie pytań prejudycjalnych i wysłanie wniosku nie jest kilkuminutową procedurą – sędziowie mają prawo być oburzeni tym, że bank nie szanuje ich pracy i nie chce mediować z klientem tak długo, jak sprawa nie wychodzi poza krajowe podwórko. Cynizm banków wyraźnie drażni sędziów, i tak już nadmiernie przeciążonych sprawami, które trafiły na wokandę z wyłącznej winy sektora. Niewykluczone, że sędziowie wydziałów cywilnych wypowiedzą bankowcom cichą wojnę i:
- powielą strategię łódzkiego sądu w sprawie przeciwko Santanderowi – tam, gdzie bank będzie starał się dogadać z powodem, byleby tylko uniknąć orzeczenia TSUE, będą zwlekać z akceptacją wniosku o uznanie powództwa tak długo, aż Trybunał weźmie daną sprawę pod lupę i wyda w niej wyrok
- zaczną masowo składać do TSUE kolejne podobne do siebie pytania, zmuszając banki do odstąpienia od kontrowersyjnej taktyki „ugodowej” (lub przeciwnie, skłaniając je w ten sposób do masowego uznawania powództw o SKD i WIBOR).
Upowszechnienie się zjawiska polegającego na każdorazowej akceptacji roszczeń kredytobiorcy tuż po wysłaniu do TSUE pytań prejudycjalnych mogłoby przynieść efekt odwrotny do zamierzonego i… skłonić kolejnych konsumentów do kierowania swoich żądań na drogę sądową. Taka sądowa farsa poważnie uderzyłaby w wizerunek banków, które przecież zapewniają w mediach, że ich umowy są zgodne z obowiązującym prawem i nie zawierają żadnych uchybień, kwalifikujących je do unieważnienia czy zmiany. Jak można wierzyć w te zapewnienia, gdy banki panicznie obawiają się zweryfikowania przez TSUE prawdziwości stawianych tez?
Dlaczego banki grają na czas w postępowaniach o SKD i klauzule zmiennego oprocentowania?
Warto zastanowić się, czy banki rzeczywiście wierzą, że są w stanie skutecznie storpedować wszystkie sprawy dotyczące SKD i WIBORu, toczące się przed TSUE. Naszym zdaniem banki wiedzą doskonale, że prędzej czy później w odniesieniu do tych spraw zapadną pierwsze wyroki. I że najprawdopodobniej nie będą one korzystne dla sektora. Co w takim razie chcą uzyskać? Czas. Banki bardzo potrzebują czasu. Im później okaże się, że umowy złotowe (czy to dotyczące kredytów gotówkowych, czy hipotek mieszkaniowych) można skutecznie kwestionować w sądach, tym mniejsza będzie fala powództw, która ostatecznie spłynie na krajowy wymiar sprawiedliwości.
W przypadku kredytów hipotecznych czynnikiem wpływającym w największym stopniu na skłonność konsumentów do sądzenia się jest… obecna wysokość stawki WIBOR, która przecież jest zależna od aktualnej wartości stóp procentowych. Jeżeli stopa referencyjna NBP zacznie wyraźnie spadać, konsekwencją tego będzie również spadek oprocentowania kredytów hipotecznych ze zmiennym oprocentowaniem. A wówczas wielu kredytobiorców albo odstąpi od swoich roszczeń, albo nigdy ich nie sformułuje.
W przypadku kredytów gotówkowych sprawa jest jeszcze prostsza. Kredytobiorca ma jedynie 12 miesięcy (licząc od momentu całkowitej spłaty zobowiązania) na złożenie oświadczenia o skorzystaniu z sankcji kredytu darmowego. Jeżeli przegapi ten termin, bezpowrotnie utraci możliwość ubiegania się o darmowy kredyt, nawet jeśli postanowienia umowne, w oparciu o które wykonywał swoje zobowiązanie, były w wyraźny sposób wadliwe i niezgodne z ustawą o kredycie konsumenckim.
Dodatkowo, grając na czas, bank może podjąć skuteczne działania służące eliminacji ryzyka prawnego z umów, które wciąż są wykonywane. Już od pewnego czasu banki na masową skalę proponują swoim klientom, posiadaczom kredytów gotówkowych, oferty kredytów konsolidacyjnych, oparte o całkiem atrakcyjne warunki. Cel jest taki, by konsument zamienił jedno (abuzywne) zobowiązanie na drugie, oparte o umowę wolną od klauzul niedozwolonych. Na skonwertowanie jak największej puli umów zagrożonych pozwem potrzeba jednak czasu. Dlatego banki starają się maksymalnie opóźnić proces tworzenia się krajowej linii orzeczniczej w sprawach dotyczących sankcji kredytu darmowego.
Maksymalne opóźnienie wyroków TSUE może służyć również próbom przeforsowania określonych zmian legislacyjnych, tak w obszarze samej sankcji kredytu darmowego, jak i funkcjonowania rynku usług prawnych. Bankom zależy na ograniczeniu stosowania SKD wyłącznie do najpoważniejszych przypadków, w których naruszenie było celowe i wywołało po stronie konsumenta faktyczną szkodę. Dodatkowo nieustannie apelują do rządzących o zablokowanie możliwości odpłatnej cesji roszczeń przysługujących konsumentom na podmioty profesjonalne. Chodzi o skupy wierzytelności i pseudokancelarie odszkodowawcze, odpowiadające za ponad połowę wszystkich spraw, które wpłynęły do tej pory do krajowych sądów w odniesieniu do SKD.
Zamiast mediacji frankowych resort sprawiedliwości powinien wdrożyć mediacje złotowe?
Liczba spraw sądowych dotyczących klauzul zmiennego oprocentowania oraz sankcji kredytu darmowego systematycznie rośnie – tych pierwszych wpłynęło już ok. 1,5 tys., drugich jest 10 razy więcej. Wydaje nam się dziwne, że Ministerstwo Sprawiedliwości, tak przejęte trudną sytuacją wydziałów cywilnych, spowodowaną masowymi sprawami frankowymi, nie próbuje znaleźć środka zaradczego na nowy problem, nim stanie się on równie uciążliwy, co właśnie postępowania o symbolu 049 cf. W sprawach frankowiczów resort niemalże siłowo forsuje mediacje, „zapraszając” ich do udziału w obowiązkowych spotkaniach informacyjnych i angażując w cały proces dziesiątki mediatorów z Sądu Polubownego przy UKNF. Na ugodę namawiani są frankowicze, których sprawy trwają już po kilka lat, a wydanie wyroku jest już tylko kwestią miesięcy. Dlaczego podobne rozwiązanie nie jest opracowywane w odniesieniu do spraw, w których osią sporu są umowy złotowe?
Na przestrzeni ostatnich lat obecna pełnomocniczka ministra sprawiedliwości ds. ochrony praw konsumentów, dr Wiewiórowska-Domagalska, radykalnie zmieniła swoje nastawienie do kwestii spraw dotyczących kredytów złotowych, zwłaszcza tych, w których spór toczy się o klauzule zmiennego oprocentowania. Jeszcze w 2023 roku, przed objęciem rządowego stanowiska, nazywała wykorzystanie WIBORu w umowach konsumenckich sprawą „o hipotetycznie dużo większych reperkusjach”.
Wręcz krytykowała postawę prezesa KNF, który przypisywał konsumentom walczącym o swoje prawa w sądach niskie pobudki, takie jak chciwość. Obecnie dr Wiewiórowska-Domagalska, już jako pełnomocniczka ministra, ma „daleko posunięte wątpliwości co do abuzywności klauzuli zmiennego oprocentowania ustalanego w oparciu o WIBOR”.
Jest jeden prosty sposób, by oczyścić WIBOR z wszelkich podejrzeń. Ale wymaga odwagi
Przedstawicielom resortu podpowiadamy: skoro występują wątpliwości, to może warto je po prostu rozwiać i pozwolić Trybunałowi Sprawiedliwości UE na zajęcie stanowiska w sprawie możliwości badania klauzul zmiennego oprocentowania przez krajowe sądy? Tymczasem jesienią 2024 roku rząd, nie bez trudu, opracował i wysłał swoje stanowisko w odniesieniu do sprawy C-471/24. Rządzącym zależało na tym, by poszczególne organy i instytucje, takie jak resorty sprawiedliwości i finansów, UOKiK, Narodowy Bank Polski, Komisja Nadzoru Finansowego, Bankowy Fundusz Gwarancyjny, opowiedziały się za brakiem możliwości kwestionowania WIBORu.
Skoro WIBOR jest w pełni legalni, niepodatny na manipulacje i zgodny z rozporządzeniem BMR, to po co cały ten spektakl? Pozwólmy TSUE wziąć tę sprawę na warsztat. Mało tego! Pozwólmy, by krajowe sądy zajęły się analizą klauzul zmiennego oprocentowania – skoro procedury zastosowane przez banki spełniają wszelkie standardy, to nie ma powodów do obaw. Kredytobiorcy zaczną masowo przegrywać swoje procesy, a wtedy reszta sama wycofa powództwa w obawie o kosztowną porażkę. Banki udowodnią, że miały rację, a polscy konsumenci zastanowią się dwa razy, nim skierują przeciwko tym podmiotom jakiekolwiek roszczenia prawne. To naprawdę aż takie proste.
No chyba że…
Banki jednak mają sporo do ukrycia i nie chcą, by ich nieetyczne praktyki ujrzały światło dzienne, pociągając za sobą dotkliwe reperkusje prawno-finansowe. W takim przypadku zagadkowa strategia rządzących (nie zapominajmy o nagłym odwołaniu Rzecznika Finansowego niedługo po tym, jak wydał kredytobiorcom złotowym korzystną opinię w sprawie przeciwko Velo Bankowi) jak najbardziej ma sens. Chodzi o to, by WIBOR mógł funkcjonować w niezakłócony sposób aż do momentu, w którym zostanie zastąpiony nową stawką, w pełni zgodną z unijnymi standardami i wolną od słabych punktów cechujących dotychczasowy wskaźnik.
PODSUMOWANIE:
Banki w sporach z konsumentami popełniają błąd za błędem: tak było w sprawach o kredyty w CHF i tak jest w procesach dotyczących klauzul zmiennego oprocentowania oraz sankcji kredytu darmowego. Zamiast szukać polubownego rozwiązania, gdy jego wdrożenie jest jeszcze możliwe, banki próbują „ograć system” i wyjść z konfliktu obronną ręką poprzez ominięcie prawa. Niestety dla nich, sędziowie przejrzeli ten manewr i nie docenili kunsztu bankowców. Jest wysoce prawdopodobne, że nie będą biernie patrzeć na poczynania banków, które są skłonne do ugody tylko tam, gdzie istnieje realne zagrożenie negatywnym wyrokiem TSUE. Ta taktyka może się przełożyć w dłuższej perspektywie na… zwiększoną częstotliwość kierowania pytań prejudycjalnych do Trybunału, a także na spadek zaufania konsumentów do zapewnień sektora, odnoszących się do legalności kontrowersyjnych zapisów umownych.
Teraz jest dobry moment, by władze banków usiadły do stołu z przedstawicielami rządu i wspólnie z nimi zastanowiły się, jak można rozwiązać rozwijający się konflikt bez szkód dla polskiej gospodarki i przy minimalnych kosztach samego sektora. Póki co banki wciąż w przeważającej większości wygrywają spory inicjowane przez złotówkowiczów, a więc o ugodach nie chcą słyszeć. Przypomną sobie o nich dopiero wówczas, gdy sądy obiorą jednoznacznie prokonsumencki kurs, tak samo jak miało to miejsce w sprawach frankowych. A wówczas na tanie rozwiązanie problemu będzie już za późno.