Frankowicze po raz kolejny zostali zdradzeni przez rząd, który obiecywał Polakom powrót do praworządności: 30 września w południe media podały informację o zatwierdzeniu przez Radę Ministrów niechcianej przez stronę konsumencką ustawy frankowej. Wkrótce projekt zostanie poddany pod głosowanie w Sejmie – jeśli pomyślnie przejdzie przez Parlament, wprowadzenie ustawy będzie mogło zatrzymać już tylko prezydenckie weto. Dlaczego frankowicze obawiają się ustawowych regulacji, skoro rząd zapewnia, że mają one służyć usprawnieniu postępowań? I czy aby na pewno projektowane rozwiązania są zgodne z unijnym orzecznictwem i uchwałą III CZP 25/22 Izby Cywilnej Sądu Najwyższego?
Z tekstu dowiesz się:
- Jakie są najbardziej kontrowersyjne zapisy projektu ustawy frankowej
- Które z projektowanych pomysłów mogą jakkolwiek wspomóc frankowiczów w walce z bankami
- Dlaczego eksperci prawni uważają, że ustawa frankowa nie jest zgodna z dotychczasową linią orzeczniczą w sprawach o symbolu 049 cf
- Jakie, zdaniem kredytobiorców, mogą być faktyczne powody forsowania ustawy przez obecny rząd.
Projekt ustawy frankowej został zaakceptowany przez Radę Ministrów. Ustawa może wejść w życie jeszcze w tym roku
Od około roku trwają prace legislacyjne nad wprowadzeniem rozwiązań, które – w teorii – służyć mają usprawnieniu postępowań dotyczących nieważnych umów kredytowych powiązanych z frankiem szwajcarskim. Mowa oczywiście o projekcie ustawy o szczególnych rozwiązaniach w zakresie rozpoznawania spraw dotyczących zawartych z konsumentami umów kredytu denominowanego lub indeksowanego do franka szwajcarskiego, przygotowanym przez Komisję Kodyfikacyjną Prawa Cywilnego.
Główne cele wprowadzenia tej ustawy to przyśpieszenie postępowań sądowych, zmniejszenie obciążenia w wymiarze sprawiedliwości, przy jednoczesnym poszanowaniu orzecznictwa TSUE. O tym, jak daleka jest teoria od praktyki, rozprawiać będziemy w dalszych częściach tekstu. Wpierw skoncentrujmy się na najnowszych doniesieniach dotyczących projektu. We wtorek 30 września media podały informację o przyjęciu projektu ustawy przez Radę Ministrów. Następny krok to przekazanie projektu do Sejmu. Jeśli projekt zostanie przegłosowany, przed wejściem ustawy w życie (vacatio legis wyniesie w tym przypadku 14 dni) będzie musiał jeszcze zyskać podpis prezydenta.
Czy urzędująca głowa państwa zdecyduje się wspomóc stronę rządową, narażając się na krytykę wpływowej grupy, składającej się z kilkuset tysięcy potencjalnych wyborców? Najprawdopodobniej wiele będzie zależeć od aktywności medialnej samych konsumentów i tego, jak głośny będzie ich protest przeciwko rządowemu pomysłowi. Staramy się wierzyć w pragmatyzm prezydenckich doradców: jeśli zauważą, że opór społeczny wobec ustawy frankowej jest bardzo duży, zaś sam temat nośny (w końcu dotyczy potencjalnego premiowania banków kosztem konsumentów, o czym więcej za chwilę), niewykluczone, że zasugerują Karolowi Nawrockiemu jej zawetowanie. W innym przypadku, przy akceptacji Sejmu i poparciu prezydenta, ustawa może wejść w życie jeszcze w bieżącym roku.
Wyraźne w social mediach rozczarowanie frankowiczów kontynuacją prac nad ustawą wynika nie tylko z jej kontrowersyjnych zapisów, ale również z nadziei, jakie wywołała w tej grupie zmiana na stanowisku Ministra Sprawiedliwości. Adam Bodnar, za którego kadencji rozpoczęto prace nad ustawą, został odwołany przez premiera i zastąpiony przez Waldemara Żurka, który przed objęciem ministerialnego fotela był sędzią wydziału cywilnego, rozpoznającym między innymi sprawy frankowe. Oczekiwania frankowiczów związane z nowym ministrem wynikały między innymi z faktu, że Waldemar Żurek swego czasu sam był posiadaczem kredytu waloryzowanego kursem franka szwajcarskiego (i pozwał bank o klauzule abuzywne). Logika podpowiada, że powinien rozumieć stronę konsumencką, być na bieżąco z unijnym orzecznictwem w sprawach abuzywnych hipotek i działać na rzecz ucywilizowania praktyk sektora bankowego. Brak zdecydowanej reakcji nowego ministra na niektóre rozwiązania zawarte w projekcie może więc powodować po stronie frankowiczów uczucie nieprzyjemnego zdziwienia.
Rząd, forsując ustawę frankową, zasłania się statystykami z sądów. Czy zmiany legislacyjne istotnie udrożnią wymiar sprawiedliwości?
Za koniecznością wprowadzenia rozwiązań legislacyjnych regulujących postępowania frankowe mają przemawiać liczby. Ministerstwo Sprawiedliwości ujawnia, że od 2017 roku aż do końca I kwartału br. w krajowych sądach złożono 487 251 powództw o hipoteki frankowe. Łącznie udało się zakończyć 291 508 spraw z tej kategorii, a niemal 200 tys. kolejnych czeka na rozpatrzenie przez krajowe sądy. Fala frankowych sporów powoli przemieszcza się z sądów okręgowych w kierunku apelacji: na koniec I kwartału 2025 roku na 77 590 spraw toczących się w sądach apelacyjnych aż 57 910 dotyczyło franków. Wprowadzenie ustawy frankowej może się więc wydać laikowi w pełni uzasadnione. Ale to tylko pozory.
W praktyce projektowane rozwiązania nie mają wielkich perspektyw na odciążenie sądów II instancji. Pewnym wsparciem może się dla nich okazać automatyczne zabezpieczenie roszczenia (po doręczeniu bankowi odpisu pozwu) – gdy ów przepis wejdzie w życie, wnioski o wydanie takowego zabezpieczenia będą mogły pozostać bez rozpoznania, podobnie jak skargi na przyznanie tego środka tymczasowego, składane przez banki. Obecnie sędziowie apelacji poświęcają sporo uwagi rozpoznawaniu bankowych skarg – nowy przepis ułatwi im pracę, ale to tylko jedna strona medalu.
Po drugiej są kredytobiorcy i to, jak zmieni się ich sytuacja po wejściu w życie ustawy. Obecnie konsument czeka na rozpatrzenie wniosku o zabezpieczenie roszczenia od kilkunastu dni do kilku tygodni. Tymczasem po wprowadzeniu „automatycznego” zabezpieczenia, uruchamianego w momencie otrzymania przez bank powództwa, czas niezbędny do wstrzymania wykonywania abuzywnej umowy może się znacznie wydłużyć. Eksperci prawni od miesięcy podkreślają, że doręczenie powództwa w wielu przypadkach trwa nie dni czy tygodnie, a miesiące, a w skrajnych przypadkach może zająć ponad rok. Czy naprawdę trzeba poświęcać dobro kredytobiorców celem udrożnienia sądów apelacyjnych?
Ów przepis wydaje się chybiony, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że od pewnego czasu liczba skarg na postanowienie o przyznaniu zabezpieczenia maleje. Banki zaczęły akceptować prawo konsumenta do otrzymania tego rodzaju środka zabezpieczającego. Niektóre (jak np. mBank) wręcz zachęcają klienta, by po złożeniu pozwu przestał spłacać raty kredytowe na czas toczącego się postępowania sądowego. Statystyki sądowe wydają się więc niewystarczającym usprawiedliwieniem dla wprowadzenia przepisu, który kilkukrotnie wydłuży czas potrzebny na wstrzymanie wykonywania umowy.
Choć historyczne statystyki sądów apelacyjnych istotnie mogą świadczyć o potężnym kryzysie, wywołanym napływem frankowych odwołań, najnowsze dane pokazują, że sytuacja systematycznie się poprawia. Świetnym tego przykładem jest Sąd Apelacyjny w Warszawie, obsługujący odwołania z najstarszego Wydziału Frankowego w Polsce. Jeszcze w I półroczu 2024 roku wskaźnik opanowania wpływu w stołecznej apelacji dla spraw o symbolu 049 cf wynosił 24,2 procent. Z kolei w I półroczu 2025 roku wzrósł do… 67,3 proc. Warto nadmienić, że pomiędzy wskazanymi okresami wpływ nowych spraw do tej jednostki zmienił się w stopniu ledwie zauważalnym: spadek wyniósł ok. 10 proc. Warszawski sąd apelacyjny był więc w stanie znacząco poprawić swoją efektywność bez rozwiązań zawartych w ustawie frankowej. I bez systemowych mediacji, na które narzekają obecnie kredytobiorcy sądzący się w XXVIII Wydziale Cywilnym.
Te zapisy ustawy frankowej powodują niepokój strony konsumenckiej. Czy słusznie?
Projekt ustawy frankowej najprawdopodobniej nie wzbudzałby tylu negatywnych emocji, gdyby nie pomysł wydłużenia czasu na skorzystanie przez pozwany bank z instytucji potrącenia. Obecnie, zgodnie z art. 203¹ kodeksu postępowania cywilnego, „pozwany może podnieść zarzut potrącenia nie później niż przy wdaniu się w spór co do istoty sprawy albo w terminie dwóch tygodni od dnia, gdy jego wierzytelność stała się wymagalna.”. Co zmieni się po wejściu w życie ustawy frankowej? Otóż bardzo wiele. Bank będzie mógł skorzystać z zarzutu potrącenia do końca postępowania przed sądem II instancji. W przypadku sprawy, w której odbędzie się rozprawa, skorzystanie z potrącenia będzie możliwe do zamknięcia postępowania, natomiast w sprawach rozpatrywanych na posiedzeniu niejawnym – aż do wydania wyroku w apelacji.
I znów, w teorii projektodawca ma szczere intencje. Chodzi o możliwość rozpatrzenia obu roszczeń w jednym postępowaniu sądowym, bez konieczności wszczynania kolejnego, z inicjatywy banku, który będzie chciał odzyskać od klienta kwotę użyczonego kapitału.
Zdaniem ekspertów prawnych kierunek obrany przez rządzących jest w tym przypadku błędny, z kilku powodów. Raz, że potrącenie nie jest w krajowym systemie prawnym narzędziem nowym czy nieznanym bankom. Przeciwnie, banki doskonale wiedzą, że przysługuje im prawo do potrącenia (wszak są reprezentowane w sądach przez najlepszych prawników), ale świadomie z niego nie korzystają, gdyż wiedzą, że w ten sposób potwierdzą nieważność umowy objętej sporem (bo tylko, jeśli umowa jest nieważna, bank ma prawo do otrzymania zwrotu kapitału tytułem nienależnie spełnionego świadczenia).
Dwa, że zgłoszenie przez bank potrącenia na późnym etapie postępowania w sądzie II instancji może niepotrzebnie skomplikować rozliczenie stron. Trzecią i być może najważniejszą kwestią są odsetki ustawowe za opóźnienie. Frankowicze dążą do rozliczenia zgłaszanych wierzytelności zgodnie z teorią dwóch kondykcji, czyli przy założeniu, że strony nieważnej umowy dysponują samodzielnymi roszczeniami, od których powinny być naliczane odsetki ustawowe za opóźnienie.
Według dominującej linii orzeczniczej, wzmocnionej stanowiskiem TSUE wyrażonym w wyrokach C-140/22 i C-28/22, konsumentowi należą się od banku odsetki ustawowe za opóźnienie za cały okres procesu sądowego, liczone od pełnej kwoty zgłoszonego w pozwie roszczenia. Tymczasem rządzący pośrednio zdają się dążyć do tego, by strony procesu o nieważność zostały rozliczone zgodnie z odrzuconą przez Sąd Najwyższy (uchwały: III CZP 6/21, III CZP 25/22, a także wyrok II CSKP 550/24) teorią salda, czyli przy założeniu, że wierzytelności można poddać wzajemnej kompensacji.
Przyjęcie przez sądy takiego toku rozumowania negatywnie odbije się na odsetkach ustawowych za opóźnienie: kredytobiorca rozliczony saldem będzie mógł uzyskać korzyść odsetkową od nadpłaty dokonanej ponad kapitału kredytu, a nie od sumy spełnionych na rzecz banku rat kapitałowo-odsetkowych.
Ustawa frankowa może sprawić, że konsumentowi będzie trudniej przeforsować argument przedawnienia bankowych roszczeń
Problematyczna dla konsumenta może być również sytuacja, w której bank zapragnie dochodzić roszczeń, które w świetle prawa powinny zostać uznane przez sąd za przedawnione. Wyobraźmy sobie następującą sytuację: kredytobiorca już w 2017 roku wysłał do banku reklamację na niedozwolone klauzule przeliczeniowe, żądając wyeliminowania ich z umowy. Następnie, zachęcony prokonsumencką linią orzeczniczą, pozwał bank w 2022 roku. Obecnie jego sprawa jest na etapie sądu II instancji. Bank złożył w międzyczasie (w 2023 roku) pozew o zwrot kapitału, a kredytobiorca zaprezentował stanowisko, według którego roszczenie zgłoszone w tym pozwie jest przedawnione – zgodnie z unijnym orzecznictwem, bieg terminu przedawnienia roszczeń banku rozpoczął się w 2017 roku, a samo przedawnienie nastąpiło wraz z końcem 2020 roku.
Jeśli ustawa frankowa wejdzie w życie w bieżącym kształcie, bank będzie miał 6 miesięcy na wycofanie pozwu (lub na wycofanie apelacji) i skorzystanie z potrącenia. Odzyska wówczas połowę opłaty za wycofany pozew, a jego roszczenie zostanie „przeniesione” do postępowania zainicjowanego przez kredytobiorcę. Pełnomocnicy strony konsumenckiej obawiają się sytuacji, w której sąd zaniecha skontrolowania zasadności roszczenia banku (pod kątem terminowości jego zgłoszenia) i wbrew woli kredytobiorcy podejmie rozliczenie stron saldem. Wówczas część roszczenia konsumenta (w przedmiocie zwrotu świadczenia nienależnego) zostanie oddalona, a on sam może zostać obciążony kosztami postępowania sądowego.
Jak się okazuje, projektodawca przygotował się na ten scenariusz i postanowił dobrodusznie uchronić konsumenta przed zapłatą kosztów wynikających z częściowego oddalenia powództwa, ale tylko pod warunkiem, że ów konsument nie będzie kwestionował potrącenia zgłoszonego przez bank. Może to prowadzić do kuriozalnych sytuacji, w których kredytobiorcy będą kalkulować, co im się bardziej opłaci: akceptacja potrącenia, mimo prawdopodobnego przedawnienia roszczeń o zwrot kapitału, czy kwestionowanie roszczeń banku i wystawienie się na ryzyko zapłaty kosztów sądowych.
Warto wspomnieć, że projekt ustawy uwzględnia również rozszerzenie terminu na złożenie powództwa wzajemnego. Zgodnie z art. 204 kodeksu postępowania cywilnego, powództwo wzajemne można wytoczyć „nie później niż w odpowiedzi na pozew, a jeżeli jej nie złożono – w sprzeciwie od wyroku zaocznego albo przy rozpoczęciu pierwszego posiedzenia, o którym zawiadomiono albo na które wezwano pozwanego”. Po wejściu w życie ustawy frankowej bank będzie mógł wytoczyć powództwo wzajemne aż do końca postępowania w sądzie I instancji (lub do wydania wyroku przez sąd I instancji, jeśli spór będzie rozpoznawany na posiedzeniu niejawnym).
Które rozwiązania zawarte w projekcie ustawy frankowej są korzystne dla konsumentów?
Projekt ustawy frankowej zawiera również takie elementy, które są aprobowane zarówno przez konsumentów, jak i reprezentujących ich prawników. Frankowicze cieszą się na myśl o tym, że ustawa potwierdzi prawo sądu do odebrania zeznań stron w formie pisemnej. Dzięki takiemu rozwiązaniu kredytobiorca będzie mógł uniknąć osobistego stawiennictwa na sali sądowej i generującego niepotrzebny stres przesłuchania. Upowszechnią się najprawdopodobniej również rozprawy zdalne, których konsumenci są wielkimi zwolennikami.
Co więcej, sąd będzie dysponował możliwością rozpoznania sprawy na posiedzeniu niejawnym, nawet mimo złożenia przez stronę wniosku o przeprowadzenie rozprawy. Ten pomysł nie jest korzystny dla banków, które w niektórych sprawach wciąż przyjmują taktykę polegającą na przedłużaniu procesu. W takim przypadku bankowi zależy na tym, by sąd przeprowadził standardową rozprawę, na której wysłucha stron sporu. Bank oczywiście przedstawi długą listę swoich świadków, których zeznania nic nie wniosą do sprawy, ale za to wydłużą ją o kolejne miesiące. Miesiące, które podmiot wykorzysta na podjęcie kolejnych prób zawarcia ugody.
Zmiany nie ominą składu sędziowskiego w apelacji: zgodnie z ustawą sprawa będzie rozpoznawana w II instancji przez jednoosobowy skład sędziowski. Interesującą propozycję projektodawca ma dla Sądu Najwyższego, który będzie mógł odmówić bankowi zajęcia się złożoną przez niego skargą kasacyjną, nawet jeśli ta została już przyjęta do rozpoznania. Taka możliwość zaistnieje wobec braku rozbieżności orzeczniczych, a także wtedy gdy dany przypadek nie będzie wymagał dokonania przez SN wykładni zagadnienia prawnego. Decyzja Sądu Najwyższego o odmowie przyjęcia bankowej skargi do rozpoznania będzie podejmowana w składzie jednoosobowym, na posiedzeniu niejawnym.
Kogo obejmie ustawa frankowa, a kogo rządzący pomijają w swoich planach?
Według aktualnej wersji projektu, założeniami ustawy frankowej mają zostać objęci kredytobiorcy i pożyczkobiorcy, których zobowiązania hipoteczne powiązane były z frankiem szwajcarskim. Rozwiązaniem legislacyjnym nie zostaną objęci posiadacze kredytów i pożyczek waloryzowanych kursem innych walut obcych, np. euro, jena japońskiego czy dolara amerykańskiego.
Pod ustawę będą natomiast podlegać kredyty, które zostały skonwertowane na franki. Z projektowanych rozwiązań skorzystają również spadkobiercy frankowiczów, a także osoby, które do umowy przystąpiły już po uruchomieniu kredytu.
Co ciekawe, wszystko wskazuje na to, że na automatycznym zabezpieczeniu roszczenia w sprawie frankowej skorzystają także kredytobiorcy, których status konsumenta w relacji z bankiem podlega dyskusji. Rozwiązanie może odciążyć domowe budżety frankowiczów, którzy przeznaczyli uzyskane od banku finansowanie na cele powiązane z działalnością gospodarczą.
Z automatycznego zabezpieczenia roszczenia w swojej sprawie będą mogli zrezygnować ci kredytobiorcy, którzy nie oddali bankowi w ratach równowartości użyczonego kapitału. Już po pozwaniu banku o nieważność konsument będzie mógł więc uregulować tę niedopłatę.
Dlaczego rządzący śpieszą się z wprowadzeniem ustawy frankowej? Kredytobiorcy mają pewną teorię…
Z dużym szacunkiem, często wręcz z podziwem podchodzimy do sposobu, w jaki konsumenci „czytają” intencje banków bądź strony rządowej w procesie sprzątania po procederze frankowym. Gdy media podały informację o pokonaniu przez projekt ustawy kolejnego legislacyjnego kroku, postanowiliśmy sprawdzić, co frankowicze mają na ten temat do powiedzenia w sieci. Portale społecznościowe, z Facebookiem i X.com na czele, aż huczą od teorii. Część środowiska kredytobiorców frankowych jest zdania, że ustawa w projektowanym kształcie ma stanowić niejako prezent dla banków na „przeprosiny” za planowaną przez rząd podwyżkę podatku CIT.
Tego samego dnia, w którym Rada Ministrów przyjęła projekt ustawy frankowej, zaakceptowała również projekt ustawy podnoszącej bankom podatek CIT oraz zmieniającej podatek bankowy. Rząd zdecydował się na zmiany w podatku przez wzgląd na trudną sytuację w regionie i zwiększone wydatki na obronę, bezpieczeństwo oraz ochronę zdrowia. Projekt zakłada wzrost stawki podatku CIT z 19 procent do 30 proc. w roku 2026. W 2027 roku planowana jest obniżka podatku do 26 proc. W 2028 roku stawka CIT ma wynieść natomiast 23 procent. Na „pocieszenie” bankowcy dostaną obniżkę podatku bankowego, który obecnie wynosi 0,0366 proc. od podstawy opodatkowania. Od 2027 roku stawka ma wynieść 0,0329 proc., a od 2028 roku zaledwie 0,0293 proc. podstawy opodatkowania.
Rządzący spodziewają się, że podwyżka podatku CIT wygeneruje w pierwszym roku dodatkowy wpływ do budżetu w kwocie 6,6 mld zł. Dziesięć lat obowiązywania wyższej stawki podatku ma przynieść budżetowi państwa łącznie 38,2 mld zł. Po uwzględnieniu straty wynikającej z obniżki podatku bankowego, po 10 latach od wprowadzenia tych zmian, korzyść dla budżetu ma wynieść blisko 15 mld zł.
PODSUMOWANIE:
Zmiana na stanowisku Ministra Sprawiedliwości nie wstrzymała prac nad ustawą frankową. Przyjęcie projektu przez Radę Ministrów jasno wskazuje na to, że obóz rządzący nie ma zastrzeżeń do rozwiązań wypracowanych przez Komisję Kodyfikacyjną Prawa Cywilnego. Wątpliwości zgłaszane w toku konsultacji publicznych przez pełnomocników konsumentów oraz przez część środowiska sędziowskiego przełożyły się na kosmetyczne zmiany w treści projektu. Jego bieżąca wersja wciąż zdaje się sprzyjać błędnej interpretacji wyroku TSUE z 19 czerwca 2025 roku, kolportowanej w przestrzeni publicznej przez sektor bankowy, według której strony nieważnej umowy powinny być rozliczane przez sąd zgodnie z teorią salda.
Tymczasem zarówno z wieloletniego dorobku orzeczniczego TSUE, jak i z uchwał Sądu Najwyższego wynika niezbicie, że strony dysponują odrębnymi roszczeniami, od których konsumentowi przysługują odsetki ustawowe za opóźnienie. Owych odsetek konsument nie może być przez bank pozbawiany, na przykład wskutek skutecznego podniesienia zarzutu zatrzymania. A skoro bank nie może blokować kredytobiorcy dostępu do odsetek poprzez zatrzymanie, wątpliwe, aby wolno mu było uzyskać podobny efekt przy pomocy potrącenia.
Oczywiście wciąż nie wiadomo, czy ustawa ostatecznie wejdzie w życie (Sejm może jej nie przyjąć, prezydent może zgłosić weto), ale jeśli do tego dojdzie, nie możemy mieć pewności co do tego, jak jej zapisy zostaną zinterpretowane przez krajowych sędziów. Nie jest tajemnicą, że część środowiska sędziowskiego jest zmęczona natłokiem spraw frankowych i chętnie skorzysta z każdej możliwości uproszczenia postępowań, nawet kosztem odejścia od europejskich standardów. Pytanie, na które odpowiedź wciąż nie jest znana, brzmi: jak wielu jest takich sędziów?