Banki odliczają dni do opinii Rzecznika Generalnego TSUE w sprawie C-471/24. O tym, jak gęsta jest atmosfera w sektorze, najlepiej świadczy zaostrzająca się narracja medialna, zarówno w odniesieniu do samej „legalności” WIBORu, transparentności bankowych praktyk informacyjnych, jak i… etyki działań kancelarii prawnych wyspecjalizowanych w pomocy konsumentom. Przez największe media w kraju przetacza się fala stanowisk eksperckich, według których strona konsumencka w walce o obalenie wskaźnika stoi na straconej pozycji. Nauczeni błędami ze swojej frankowej przeszłości, bankowcy nie hejtują już w bezpośredni sposób kredytobiorców, którzy poszli do sądów. Według ich narracji konsumenci padli… ofiarą kancelarii prawnych, które szukają nowej zyskownej niszy po dogasających sprawach o kredyty w CHF. Na ile ten obraz jest zgodny z rzeczywistością, a na ile jest malowany przez sektor na potrzebę chwili?
Z tekstu dowiesz się:
- Jaka jest aktualna narracja sektora bankowego, opracowana z myślą o opinii Rzecznika Generalnego TSUE w sprawie C-471/24
- Kto zaciekle broni WIBORu w dużych mediach branżowych i jakich argumentów używa
- O co Polacy pytają administratora WIBORu w swoich wnioskach o udostępnienie informacji publicznej
- Jakie jest obecne podejście krajowych sądów do zagadnień związanych z klauzulami zmiennego oprocentowania
- Dlaczego, mimo obniżek stopy referencyjnej, Polacy nie chcą powracać do kredytów hipotecznych opartych o WIBOR.
Rośnie temperatura dyskusji publicznej na temat wskaźnika WIBOR. Powodem jest… zbliżająca się opinia Rzecznika Generalnego w sprawie C-471/24
Podczas gdy w polskich sądach mamy wyraźny problem z przewlekłością postępowań, unijne młyny sprawiedliwości działają bez zastrzeżeń, o czym świadczy dynamika w pierwszej „wiborowej” sprawie wysłanej do Luksemburga. Postanowienie Sądu Okręgowego w Częstochowie o skierowaniu pytań do TSUE wydano 31 maja 2024 roku. Pierwsze posiedzenie w sprawie C-471/24 odbyło się 11 czerwca 2025 roku, zatem niewiele ponad rok później. Na 11 września br. zaplanowano wydanie opinii Rzecznika Generalnego, a sam wyrok zapadnie najpewniej w terminie od 3 do 6 miesięcy od jej publikacji.
A nie zapominajmy, że jest to sprawa niejako precedensowa, dotycząca problematyki, nad którą TSUE pochyli się po raz pierwszy. Przynajmniej w odniesieniu do polskiego podwórka – albowiem podobne sprawy, odnoszące się do wskaźników referencyjnych, na których oparte są kredyty hipoteczne, trafiały do Trybunału już wcześniej. W jednej z nich pod koniec zeszłego roku zapadł wyrok: TSUE, po zapoznaniu się ze szczegółami hiszpańskiej sprawy C-300/23, dopuścił możliwość badania przez krajowe sądy klauzul powiązanych ze wskaźnikiem referencyjnym IRPH. Czy sytuacja powtórzy się w przypadku WIBORu? Zarówno przedstawiciele sektora bankowego, jak i strony rządowej bardzo by tego nie chcieli. Dają temu wyraz zupełnie wprost.
O tym, jakie jest stanowisko strony rządowej (KRPM, Ministerstwa Sprawiedliwości, Ministerstwa Finansów), a także kluczowych ze względu na podjętą problematykę instytucji państwowych (Komisja Nadzoru Finansowego, Narodowy Bank Polski, Bankowy Fundusz Gwarancyjny, UOKiK) świadczy oficjalna opinia wysłana do TSUE jesienią zeszłego roku. Państwo Polskie w sprawie C-471/24 jednoznacznie wzięło stronę sektora bankowego. Intencją rządzących jest to, aby Trybunał Sprawiedliwości UE nie dopuścił możliwości kontrolowania klauzul zmiennego oprocentowania przez krajowe sądy.
To, jakie podejście do sprawy C-471/24 mają same banki, nie trzeba chyba tłumaczyć. Argumentacja bankowców od wielu miesięcy pozostaje właściwie taka sama. Zarówno WIBORu, jak i powiązanych z nim klauzul umownych nie wolno kwestionować, albowiem ów wskaźnik referencyjny wynika wprost z unijnego rozporządzenia BMR, zaś wspomniane rozporządzenie (tu banki powołują się na stanowisko samej Komisji Europejskiej) ma charakter szczególny wobec unijnej dyrektywy 93/13/EWG. Taki pogląd kolportuje w przestrzeni medialnej między innymi Tadeusz Białek, prezes Związku Banków Polskich. Wg niego Komisja Europejska wprost dała do zrozumienia w swoim stanowisku, iż brak jest podstaw do kwestionowania WIBORu, który jest wskaźnikiem właściwie nadzorowanym i zorganizowanym w sposób prawidłowy, spełniającym wszelkie wymogi formalne.
Tadeusz Białek, podobnie jak i inni sprzymierzeńcy sektora, zwraca uwagę na to, że pełnomocnik kredytobiorcy w sporze C-471/24 wycofał część roszczeń i obecnie skupia się na kwestii obowiązków informacyjnych, a nie na samym kwestionowaniu WIBORu.
Eksperci w służbie bankom wyjaśniają „ludowi”, dlaczego roszczenia kredytobiorców złotowych są bezpodstawne
Równolegle do oficjalnych wypowiedzi ZBP, w dużych mediach branżowych pojawiają się teksty „ekspertów”, sugerujące opinii publicznej, co powinna myśleć na temat sporu o WIBOR. Świetnym przykładem kampanii realizowanej przez sympatyków sektora bankowego jest tekst, który pojawił się 2 września 2025 roku na stronie tygodnika Wprost (tytuł: Czy WIBOR jest nielegalny? Eksperci obalają mity). Autorzy tekstu szeroko posługują się przepisami prawnymi, które rzekomo mają świadczyć o tym, że WIBOR podlegał odpowiednim regulacjom jeszcze przed wejściem w życie rozporządzenia BMR. Negują też istnienie przed wejściem w życie wspomnianego rozporządzenia obowiązku informacyjnego po stronie banku, odnoszącego się do pouczenia kredytobiorcy o tym, kto administruje stawką WIBOR. Wg tej opinii, oceniając działania banków, nie można kierować się standardami, które wówczas nie obowiązywały.
Dalej jest jeszcze ciekawiej. Autorzy artykułu twierdzą, że proces ustalania wskaźnika WIBOR należy do najbardziej transparentnych na rynku finansowym, pada też argument o publicznej dostępności wszelkich danych. Czy aby na pewno?
Polacy pytają GPW o fixing stawki WIBOR i historyczne dane transakcyjne na rynku międzybankowym. Napotykają na mur milczenia
O dostępności „wszelkich danych” dotyczących WIBORu, a także chęci administratora stawki, spółki GPW Benchmark, do udzielania informacji na jej temat, najlepiej świadczy sprawa, która niedawno trafiła przed oblicze Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Jak pisze serwis prawo.pl w artykule z 22 lipca br., w sierpniu 2024 roku jeden z poznańskich adwokatów, korzystając z prawa dostępu do informacji publicznej, wysłał do GPW zapytanie dotyczące sposobu organizacji fixingu stawki referencyjnej. GPW (której spółką-córką jest administrator WIBORu) nie poczyniła żadnych działań celem udostępnienia żądanej przez wnioskującego informacji, wobec czego ten poczuł się w obowiązku zgłosić sprawę Wojewódzkiemu Sądowi Administracyjnemu w Warszawie. Ten, po ustaleniu, że Skarb Państwa ma dominujący głos w spółce, doszedł do wniosku, że GPW ma obowiązek udostępnić pytającemu informacje, o które zawnioskował.
Inny pytający, tym razem będący posiadaczem kredytu złotowego, odbił się od ściany bezpośrednio u administratora stawki. Przedmiotem zainteresowania wnioskującego było zestawienie zawierające liczbę faktycznie zawartych transakcji z rynku międzybankowego, na podstawie których wyznaczana jest stawka. Wnioskujący poprosił GPW Benchmark, by dostarczyła wskazane dane z podziałem na dni każdego roku, rozpoczynając od tego, w którym spółka zaczęła administrować kluczowym wskaźnikiem referencyjnym. Co więcej, wnioskujący wyraził również chęć zapoznania się z danymi sprzed okresu, w którym GPW Benchmark zaczęła zarządzać stawką. Jak podaje prawo.pl, kredytobiorca wygrał przed Naczelnym Sądem Administracyjnym.
O jakości polskiego dziennikarstwa ekonomicznego i biznesowego świadczy udostępnianie przestrzeni do publikowania tekstów takich, jak ten, który pojawił się we Wprost 2 września 2025 roku, stworzony przez obalających mity „ekspertów”. Dopiero pod całym tekstem została zamieszczona nota na temat autorów artykułu – są nimi partnerzy kancelarii ITMA, którzy uczestniczyli w przygotowywaniu aktualnej dokumentacji wskaźnika WIBOR, co więcej, którzy pracowali zarówno dla samego administratora stawki, jak i dla uczestników fixingu. W naszej opinii informacja o tym, że za tekst odpowiadają nie niezależni eksperci, a osoby ściśle powiązane z sektorem bankowym, które w dodatku współtworzyły dokumentację wskaźnika, powinna pojawić się na samym wstępie artykułu, a nie na jego końcu. Chociażby po to, by czytelnik miał szansę ocenić wiarygodność pozycji eksperckiej autorów, nim poświęci swój cenny czas na zagłębienie się w lekturę.
Banki rezygnują z krytyki pozywających je kredytobiorców. Mają nowego wroga
Bacznie śledzimy to, jak ewoluuje przekaz medialny banków (i sympatyzujących z nimi dziennikarzy) w odniesieniu do rozwijającego się sporu o WIBOR. Wyraźnie da się zauważyć, że banki „odrobiły lekcję” po kredytach frankowych, w tym sensie, że, prezentując swoją perspektywę, nie atakują już własnych klientów i nie przypisują im niecnych pobudek, ani paskudnych cech charakteru, takich jak np. cwaniactwo czy chciwość. Gdy posłuchamy tego, co mówią banki o sporach dotyczących WIBORu, zauważymy, że w ich narracji kredytobiorcy kwestionujący stawkę w sądach jawią się jako ofiary procederu rozpoczętego przez… nieetyczne kancelarie prawne. Taki pogląd powiela w mediach między innymi niezawodny prezes ZBP, który jest za tym, by działaniami kancelarii zajął się UOKiK.
Sami kredytobiorcy – w ocenie przedstawicieli sektora – dali się zmanipulować prawnikom, szukającym dla siebie nowej, perspektywicznej niszy. Mowa oczywiście o ekspertach, którzy „wypłynęli” na kwestionowaniu kredytów frankowych. Obecnie, według bankowców, źródło frankowych powództw powoli się wyczerpuje, zatem kancelarie, które zarabiały do tej pory na frankowiczach, próbują pozyskiwać klientów wśród złotówkowiczów.
Ile jest w tym prawdy? Niestety, ilekroć banki pomstują na kancelarie prawne, nie precyzują, które podmioty mają konkretnie na myśli. Laik mógłby więc pomyśleć, że renomowani adwokaci i radcowie prawni, zobowiązani do przestrzegania kodeksu etyki zawodowej i podlegający nadzorowi samorządu, naginają obowiązujące ich zasady, by pozyskać nowe grupy klientów. Czy tak jest w istocie? Mówiąc szczerze, nie natknęliśmy się do tej pory na przykład renomowanej kancelarii adwokackiej bądź radcowskiej, która przekonywałaby publicznie, że WIBOR jest nieważny, a same pozwanie banku o klauzule zmiennego oprocentowania to zwykła formalność.
Wręcz przeciwnie – z naszych obserwacji wynika, że doświadczeni prawnicy wypowiadają się niezwykle ostrożnie o możliwości kwestionowania wskaźnika WIBOR. Owszem, przyznają wprost, że ich zdaniem przyszłość umów złotowych jest zagrożona, a linia orzecznicza dotycząca tych kredytów może wkrótce skręcić w stronę prokonsumencką. Jednocześnie zwracają uwagę na ryzyka związane z angażowaniem się w proces sądowy w obecnej chwili, przed wyrokami TSUE i ukształtowaniem się krajowej linii orzeczniczej.
Oczywiście na rynku można znaleźć podmioty, które już teraz zapewniają potencjalnych klientów o możliwości podważenia WIBORu, wyrzucenia go z umowy bądź unieważnienia całego kredytu. Nie informują przy tym, że banki wygrywają obecnie zdecydowaną większość spraw o WIBOR, co wiąże się z wysokimi kosztami po stronie przegrywających kredytobiorców. Rzecz w tym, że te podmioty to w większości kancelarie odszkodowawcze i różne spółki kapitałowe, pośredniczące w kontakcie pomiędzy pozyskiwanymi klientami a kancelariami prawnymi, które ostatecznie poprowadzą daną sprawę. Kancelarie prawne, które współpracują z takimi spółkami, zwykle nie mają wystarczającej siły przebicia na rynku, by konkurować o klienta w zgodzie z etyką. Stąd współpraca z pośrednikiem, który może reklamować swoje usługi w dowolny sposób – nie obowiązują go bowiem ograniczenia wynikające z kodeksu etyki adwokackiej.
Podczas gdy renomowani frankowi prawnicy stosują dyskretny, etyczny marketing, a wieść o ich skuteczności niesie się głównie dzięki poczcie pantoflowej, spółki z o.o. zajmujące się „pomaganiem” konsumentom, działają prężnie w social mediach i na YouTube, pozyskując klientów dzięki krzykliwej reklamie, prymitywnej socjotechnice i gwarancjom sukcesu. Podmioty, które nie mają na koncie ani jednego wyroku podważającego klauzule zmiennego oprocentowania, organizują webinary, na których tłumaczą kredytobiorcom, dlaczego WIBOR jest nieważny. Co więcej, dla uwiarygodnienia się, w swoich materiałach reklamowych posługują się nienależącymi do nich wyrokami, w których sąd stwierdził abuzywność praktyk banku w odniesieniu do klauzuli zmiennego oprocentowania. Umiejętnie wplatają informacje o takich wyrokach do swoich wpisów blogowych i vlogów, z nadzieją, że kredytobiorca nie połapie się w tej manipulacji.
Nie mamy złudzeń: banki doskonale znają różnicę pomiędzy kancelarią adwokacką a odszkodowawczą. Celowo jednak mówią ogólnikami, by przypisać część win pseudokancelarii uczciwie działającym adwokatom i radcom prawnym.
Do TSUE trafiają kolejne pytania o WIBOR. Sądy przestają wierzyć argumentacji banków?
Banki są wyraźnie zirytowane podejściem niektórych niepokornych sędziów do problematyki sporów powstałych na tle stawki referencyjnej WIBOR. Przedstawiciele sektora liczyli, że pytań prejudycjalnych o klauzule zmiennego oprocentowania nie będzie przybywać, a przynajmniej nie w takim tempie, jak dzieje się to obecnie. Wiadomo o przynajmniej czterech zestawach pytań, które trafiły do TSUE. Najnowsze pytanie zadał Sąd Okręgowy w Krakowie, zainteresowany tym, czy przepisy krajowe, niewprowadzające ograniczeń w zakresie maksymalnego oprocentowania kredytu, stałego dla całego okresu obowiązywania umowy, są zgodne z dyrektywą 93/13. Postanowienie sądu, kierujące pytanie do TSUE, zostało wydane 28 lipca 2025 roku.
Internetowi komentatorzy wskazują, że najnowsze pytanie prejudycjalne jest groźne dla całego sektora bankowego w Unii Europejskiej, a nie tylko w Polsce, z prostej przyczyny: mało w którym państwie funkcjonują ograniczenia, o które pyta organ odsyłający. Potencjalne uznanie krajowych przepisów pozwalających na nakładanie na konsumenta nieograniczonego ryzyka stopy procentowej za sprzeczne z prawem UE oznaczałoby potężne tarapaty dla europejskiego rynku usług bankowych. Należy się jednak spodziewać, że największe spustoszenie wywołałoby właśnie w tych krajach, w których powszechne jest udzielanie kredytów na zmiennej stopie. Z takim przypadkiem mamy oczywiście do czynienia w Polsce i zdecydowanie rzadziej w krajach Europy Zachodniej, gdzie uzyskanie kredytu z gwarancją stałej stopy na okres 20 lat nie jest żadnym wyzwaniem.
Warto zaznaczyć, że sądy krajowe narażają się bankowcom nie tylko poprzez zadawanie kolejnych pytań do TSUE. Jak się okazuje, linia orzecznicza w sprawie kredytów opartych o WIBOR, mimo że w dominującym stopniu korzystna dla banków, nie jest jednolita. Już teraz zdarzają się wyroki korzystne dla kredytobiorców, takie jak np. ten w sprawie I C 332/24, wydany 22 stycznia 2025 roku przez Sąd Okręgowy w Suwałkach, który unieważnił podpisane w 2015 roku umowy kredytu i pożyczki, pochodzące z portfela Getin Noble Banku (obecnie umowy te są obsługiwane przez Velo Bank). W niniejszej sprawie sąd, prócz tego, że zasądził nieważność umów, przyznał również kredytobiorcom zwrot świadczenia nienależnego wraz z odsetkami ustawowymi za opóźnienie.
Argumentacja sądu wydającego wyrok skoncentrowała się wokół niedopełnienia obowiązków informacyjnych banku wobec konsumenta. Kredytobiorcy nie zostali pouczeni o tym, czym tak właściwie jest WIBOR, kto go ustala, ani jak opracowywana jest jego wartość. Nie poinformowano ich także w sposób jasny i zrozumiały o ryzykach, które wiążą się z zaciągnięciem zobowiązania opartego o zmienną stopę.
W oficjalnym uzasadnieniu do wyroku sąd bazował na konkretach. Szczegółowo odniósł się do przepisów ustawy Prawo Bankowe, kodeksu cywilnego i orzecznictwa TSUE. Co więcej, przeanalizował także unijne rozporządzenie BMR oraz rekomendację S wydaną przez Komisję Nadzoru Finansowego. Jak się zatem okazuje, lektura krajowych aktów prawnych, jak również zaleceń KNF, wbrew temu, co twierdzą obrońcy WIBORu, niekoniecznie świadczy na korzyść banków.
Przedsiębiorcy prawomocnie wygrywają sprawę ze swoim pożyczkodawcą – banki mają powody do niepokoju
Co ciekawe, pierwsze zwycięstwa w sądach zaczynają odnosić kredytobiorcy, których zobowiązania nie miały charakteru konsumenckiego. Za przykład może posłużyć sprawa XXIII Ga 763/24, w której wyrok zapadł 14 marca 2025 roku. Małżeństwo z Kalisza, prowadzące gospodarstwo rolne, zawarło z firmą Siemens Finance umowę pożyczki leasingowej, w której zabezpieczeniem spłaty był weksel in blanco. Gdy kredytobiorcy – w wyniku czynników losowych – zaprzestali regulowania rat pożyczki, pożyczkodawca wypowiedział umowę, a następnie udał się do sądu po nakaz zapłaty. Małżeństwo złożyło odwołanie, a sąd zaczął bliżej przyglądać się umowie zawartej przez strony.
Okazało się, że pożyczkodawca zaniedbał obowiązki informacyjne wobec swoich klientów – nie tylko nie udostępnił im Tabeli Opłat i Prowizji, ale też nie poinformował o sposobie wyliczenia oprocentowania pożyczki ani o tym, od czego może zależeć jego zmiana. W sądzie I instancji zapadł niekorzystny dla pożyczkodawcy wyrok, który został następnie utrzymany przez sąd odwoławczy. Orzeczenie jest więc prawomocne i powinno niepokoić sektor, a to dlatego, że wskazuje na istnienie ryzyka prawnego klauzul zmiennego oprocentowania również w umowach zawieranych z przedsiębiorcami.
Kredytobiorcy wybierają stałe oprocentowanie ze strachu przed WIBORem?
Jak wspomnieliśmy wcześniej, bankowcy unikają w obecnie prowadzonej narracji jawnego krytykowania swoich klientów i dokonywanych przez nich wyborów, także tych prowadzących do zainicjowania procesu sądowego. Mniej oszczędne w słowach jest środowisko dziennikarskie, a przynajmniej część tego środowiska wyraźnie sympatyzująca z sektorem bankowym. Od pewnego czasu zauważamy pewien trend, polegający na polemizowaniu dziennikarzy z decyzjami kredytobiorców odnośnie wyboru stałej stopy procentowej.
Przed kilkoma dniami NBP poinformował o obniżce stóp procentowych o kolejne 25 pb. Oczekiwania rynku są jasne: w następnych miesiącach należy spodziewać się kolejnych obniżek. Wobec tego faktu niektórzy dziennikarze dziwią się, że mimo malejących stóp procentowych polscy kredytobiorcy wciąż wybierają zobowiązania na stałej stopie, zamiast tych opartych o WIBOR. Padają statystyki, np. te zebrane przez AMRON-SARFiN, z których wynika, że w II kwartale br. aż 76 procent nowych hipotek oparto o stałą stopę procentową. W I kwartale było to blisko 80 procent. Tymczasem w IV kwartale 2021 roku, czyli w momencie, w którym NBP rozpoczynał cykl podwyżek stóp procentowych, aż 80 proc. nowych kredytów hipotecznych zawierano w oparciu o zmienną stopę procentową. Informacje te podawane są tak, by czytelnik doszedł do wniosku, że polscy kredytobiorcy sami wystawiają się na ryzyko, nie umieją czytać informacji z rynku i podejmują decyzje niekorzystne dla swojego budżetu domowego. Czy aby na pewno?
Porównywanie danych z 2021 roku z tymi z 2024 czy 2025 to absurd. Po pierwsze, w IV kwartale 2021 roku Polacy nie mogli się spodziewać, że cykl podwyżek zakończy się dopiero we wrześniu następnego roku. I że w tym czasie przeciętna rata kredytu hipotecznego urośnie o blisko 100 procent. Skłonność banków do reklamowania kredytobiorcom zobowiązań na stały procent (a właściwie na czasowo stały, albowiem ze świecą trzeba by wówczas szukać kredytów, w których oprocentowanie pozostawałoby niezmienne przez okres dłuższy niż 5 lat) była niewielka, żeby nie napisać wprost – żadna. W przestrzeni publicznej właściwie nie pojawiały się głosy wątpliwości, dotyczące tego, jak wyznaczana jest stawka WIBOR. Kredytobiorcy nie zdawali sobie sprawy ze skali ryzyka. Z tego, że podwyżka stopy referencyjnej o 6,65 pp wywinduje ratę kredytu do poziomu przekraczającego możliwości ich gospodarstw domowych.
W międzyczasie, gdy stopy procentowe osiągnęły poziom satysfakcjonujący bankowców, sektor rozpoczął kampanię naganiania chętnych na hipoteki z czasowo stałym oprocentowaniem. Bardzo szybko okazało się, że oprocentowanie można zamrozić maksymalnie już nie na 5, ale na 10 lat. Gdyby kredytobiorca przyszedł w 2021 roku do banku z zapytaniem o taki produkt, zostałby odprawiony z kwitkiem. Dziś bank nie tylko chętnie podpisze z klientem umowę na takich warunkach, ale wręcz będzie piał z zachwytu nad tym, jaki to mądry, odpowiedzialny i bezpieczny wybór.
Stopy procentowe istotnie spadają – po najnowszej obniżce główna stopa referencyjna wynosi 4,75 proc., a mimo to Polacy nie garną się do ponownego obdarzenia zaufaniem wskaźnika WIBOR. I trudno im się dziwić. Wystarczy bowiem, że na świecie znów wydarzy się coś niespodziewanego (w ostatnich latach takich globalnych zdarzeń było aż nadto), a rynek walutowy oszaleje. Wówczas NBP może zostać zmuszony do kolejnych radykalnych decyzji. I nikogo nie będzie interesowało, czy państwo Kowalscy, którzy właśnie zaciągnęli kredyt na milion złotych z myślą o wymarzonym mieszkaniu, mają z czego zapłacić rosnącą ratę kredytową.
Społeczeństwo się boi i ma do tego wszelkie prawo. Podejmowane przez niektóre redakcje próby kontestowania wyboru kredytobiorców co do stałej stopy procentowej uważamy za absolutnie nieuprawnione, najdelikatniej rzecz ujmując. Polacy przez ostatnie lata nauczyli się jednego. Nie wszystko złoto co się świeci. Kredyty frankowe miały być okazją życia – zamiast tego zgotowały swoim posiadaczom finansowy koszmar. Natomiast niebezpieczeństwa niesione wskaźnikiem WIBOR i powiązanymi z nim klauzulami polscy konsumenci poznali aż nadto.
Wbrew temu, co sugerują niektórzy bankowcy, polski klient nie wybiera produktu objętego wyższym ryzykiem z myślą o tym, że gdy to ryzyko się zmaterializuje, umowę będzie można podważyć. Procesy sądowe są dla konsumentów ostatecznością, odpowiedzią na ścianę, z którą spotykają się w instytucjach finansowych.
Gdyby banki były ostrożne tak, jak ostrożny jest dziś przeciętny polski konsument, już teraz pracowałyby nad wzorcami ugodowymi adresowanymi do kredytobiorców złotowych. Zamiast tego znów liczą na przeforsowanie własnej narracji, wpierw przed TSUE, a potem przed krajowymi sądami. Brak planu B okazał się dotkliwy w skutkach w przypadku kredytów frankowych. W sprawach umów złotowych, których banki udzieliły kilkukrotnie więcej niż hipotek w CHF, podobna brawura może się okazać wstępem do systemowej katastrofy.
PODSUMOWANIE:
Sektor bankowy stoi przed powtórką ze scenariusza frankowego: los tysięcy umów kredytowych znów jest w rękach sędziów Trybunału Sprawiedliwości UE. Wbrew przyjętej przez bankowców narracji, główną stawką w grze nie jest sama „nieważność” WIBORu. Jest nią przyznanie krajowym sądom prawa do kontroli klauzul zmiennego oprocentowania pod kątem abuzywności. Jeśli TSUE dopuści taką możliwość, WIBOR sam w sobie nie upadnie, ale kredytobiorcy zyskają możliwość sprawdzenia, czy bank, pouczając ich o ryzykach zmiennej stopy, dopełnił obowiązku informacyjnego.
W przypadku stwierdzonych zaniedbań kredytobiorca będzie mógł domagać się wyeliminowania zapisów umownych, co do których potencjalnych negatywnych skutków nie został należycie pouczony. Powstaje pytanie, czy po eliminacji tych zapisów umowa będzie mogła pozostać w obrocie prawnym, na przykład w oparciu o samą marżę banku bądź marżę plus stałe oprocentowanie, w wysokości aktualnej na moment zawierania umowy, czy też – wzorem scenariusza znanego ze spraw frankowych – będzie całkowicie eliminowana z obrotu prawnego.
Każdy z tych wariantów byłby bardzo negatywny dla banków, które przyzwyczaiły się do swoich wielomilionowych kwartalnych zysków, będących w dużej mierze zasługą wysoko oprocentowanych hipotek. Co więcej, prokonsumencki wyrok TSUE skutkowałby powstaniem ryzyka w wielu produktach poza hipotekami złotowymi. Zagrożone byłyby kredyty konsumenckie, a także pożyczki zawierane z przedsiębiorcami – sądy zyskałyby bowiem zielone światło do analizowania spornych klauzul, a polskie prawo daje im szerokie spektrum możliwości w karaniu banków za abuzywne praktyki rynkowe, nie tylko te wymierzone w konsumentów, ale również w klientów profesjonalnych.